piątek, 20 czerwca 2014

Zaskakujące wyznanie…

Na trawiastym pasie startowym stał samolot. Był to czerwony dwupłatowiec z wielkim śmigłem z przodu. Podszedłem do niego i zająłem jedyne wolne miejsce z tyłu. Z przodu siedziała już moja przyjaciółka P. ubrana na zielono z czerwonymi elementami. Ktoś krzyknął kontakt i mocno zakręcił śmigłem. Uruchomiłem silnik, który zaczął bardzo głośno terkotać w charakterystyczny sposób. Powoli ruszyliśmy i miarowo nabieraliśmy prędkości. W
pewnym momencie oderwaliśmy się od ziemi i poszybowaliśmy wysoko w kierunku nieba, Długie czerwone włosy P. powiewały od pędu powietrza i smagały moją twarz. Coś krzyczała uśmiechając się, ale silnik i wiatr wszystko skutecznie zagłuszały. Pod nami przemykały pola, lasy, rzeki i jeziora. Gdy słońce
zaczęło zbliżać się do horyzontu, a niebo przybrało pomarańczowo- różowawe odcienie, wylądowaliśmy. Poszliśmy na spacer i doszliśmy do centrum miasta. Zbliżyliśmy się do przejścia dla pieszych przez tory tramwajowe i ulicę. P. jak to ma w zwyczaju, ani myślała o zatrzymaniu się, pomimo czerwonego światła dla pieszych. Złapałem ją za kurtkę i mocno pociągnąłem do siebie. Zrobiłem to w ostatniej chwili. Tuż przed P. z dużą prędkością śmignął tramwaj. Zarówno ja jak i P. byliśmy
przerażeni. Przytuliła się do mnie mocno i rozdygotanym głosem wycedziła cicho „dziękuję…”, a po chwili odsunęła się odrobinę. Spojrzała mi w oczy i tym razem pewniej i spokojniej powiedziała: „Kocham Cię” po czym namiętnie mnie pocałowała… Obudziłem się zaskoczony tym wyznaniem…

czwartek, 19 czerwca 2014

Zakończenie leczenia...

Zakład Teleradioterapii by DT
Jakieś trzy tygodnie temu niespodziewanie zasłabłem podczas rozmowy telefonicznej z koleżanką. Potem pojawił się ekstremalnie silny ból w klatce piersiowej i plecach. Wziąłem kodeinę, ale nawet ona nie pomogła. Zadzwoniłem po siostrę, a koleżanka w
"Rozbieralnia" :D by DT
międzyczasie skontaktowała się z moim przyjacielem. Ledwo mogłem się ruszać, ale jakoś wstałem i zaprowadzili mnie do auta. Zawieźli mnie do szpitala i potem wozili mnie po nim na wózku inwalidzkim. Z wielkim trudem pobrano mi krew (niestety moje żyły są już strasznie zniszczone od licznych wkłuć podczas leczenia) i podano silny środek
Radioaktywność by DT
przeciwbólowy. Zrobiono mi EKG i zmierzono ciśnienie, które okazało się być bardzo wysokie. Lekarka ustaliła, że to wczesny odczyn popromienny. Przepisała mi Tramal, sterydy i Paracetamol. Tak się jakoś złożyło, że rozpoczęła się wtedy konserwacja Przyspieszacza, na którym byłem naświetlany i miałem kilka dni odpoczynku od naświetlań. Na mieszance Tramalu i dużej dawki Paracetamolu jakoś funkcjonowałem, a teraz ból pleców jest na tyle mały, że jakoś funkcjonuję bez leków przeciwbólowych. Najgorzej jest jednak przy wstawaniu i schylaniu się. Kilka dni temu byłem na ostatnim, siedemnastym naświetlaniu. W sumie przyjąłem 30,6 Gy  (Grejów) promieniowania. Tak więc radykalna radioterapia została zakończona.
"Murghi Tikka Masala" by DT
Otrzymane promieniowanie będzie działało jeszcze co najmniej przez 8 tygodni i wtedy dopiero będzie można ocenić efekty leczenia za pomocą badania PET. Na razie czuję, że terapia uszkodziła mi przełyk, a jedzenie i picie jest dość bolesne. Nadal nie mogę wziąć porządnej kąpieli i wymoczyć się w wannie. Nie mogę też korzystać z basenów i kąpać się w jeziorze. Napromieniowane miejsce mogę jedynie przemywać czystą wodą pod prysznicem. Muszę też chronić to miejsce przed słońcem.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Magia latania

Przepełniony magiczną mocą mogłem się wznosić wyłącznie ze sprawą siły woli. Było to czymś naturalnym jak oddychanie. Niestety coś się zmieniło i utraciłem tę zdolność. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem ludzi przy pętli autobusowej. Stali w rzędzie na przystanku w oczekiwaniu na rychły przyjazd autobusu. Nagle wszyscy zaczęli się
wznosić w powietrze na wysokość kilku metrów. Robili to wolno, jak balony, w sposób niezwykle chaotyczny i nieskoordynowany, wymachując niezdarnie kończynami. Bez wątpienia byli zaskoczeni tym faktem i nie potrafili nad tym zapanować. Udałem się do jakiejś wieży, gdzie spotkałem swojego kolegę Szymona. Ponoć też potrafił latać i również utracił tą zdolność. Powiedział,
że wszyscy których znał, też ją stracili, ale za to zaczęły się pojawiać anomalie w różnych częściach miasta. Postanowiłem zejść z wieży i zgromadzić wszystkich, którzy utracili te zdolności. Z wieży schodziło się spiralną pochylnią. Z jednej strony pochylni był chodnik z jednolitego piaskowca, a z drugiej spływał jakby szmaragdowej barwy strumyk. Ciecz jakby emanowała swoim własnym krystalicznym blaskiem. Coś w niej dostrzegłem, jakby
dziesięciocentymetrowy dysk tuż pod powierzchnią. Wszedłem boso i poczułem jakby elektryczne mrowienie. Ciecz łaskotała mnie lekko płynąc żwawym nurtem. Sięgała mi do kostek. Wyciągnąłem przedmiot z dna. Był to jakby srebrny medalion lub moneta, zamknięta w szczelnej plastikowej obudowie. Obudziłem się…