czwartek, 10 maja 2012

Labirynt


Podróżowałem razem  z kolegą białym autem. Chyba to był jakiś sedan. Gdy droga zaczęła być dziurawa, auto zaczęło podskakiwać na wertepach. Jakimś cudem wypadłem z samochodu i znalazłem się na szosie. Zobaczyłem tylko jak auto przejechało obok mnie, a za nim znajdował się Rowan Atkinson na desce przyczepionej do zderzaka. Siedział na niej kurczowo się trzymając i pojękując podczas podskoków na nierównościach. 
Gdy mnie zobaczył, pomachał mi i się uśmiechnął typowym uśmiechem Jasia Fasoli. Po chwili zostałem sam na zupełnym odludziu. Po długiej wędrówce dotarłem do zaułka, który wydawał mi się jedyną możliwą drogą. Trafiłem do zawiłego labiryntu ciemnych korytarzy. Błądziłem w czeluściach, aż ujrzałem w oddali słoneczne światło. Wyszedłem na zadaszone zaplecze jakiegoś kiosku, co wnioskowałem po pakietach gazet związanych plastikową taśmą. Niestety było otoczone grubą 
nylonową siatką. Wspiąłem się w nadziei, że uda mi się przecisnąć przy połączeniu z dachem. Po drugiej stronie przeszedł jakiś dziadek i pogroził mi laską. Wróciłem więc do labiryntu. Natrafiłem na pomieszczenie, w którym siedziały afrykańskie dzieci. Ucieszyły się jak tylko mnie zobaczyły, podbiegły i wciągnęły do środka. Na każdy mój gest reagowały śmiechem. Znalazłem elementarz i chciałem je uczyć polskiego. 
Po jakimś czasie przyszła starsza siwowłosa kobieta i zaczęła mnie uczyć jakiegoś afrykańskiego języka. Szło mi gorzej niż dzieciakom. Po zakończeniu nieplanowanej lekcji udałem się na dalszą eksplorację plątaniny ciemnych korytarzy. Natrafiłem na mieszkanie znajomego. Właśnie zamontował sobie bardzo nowoczesny zamek w drzwiach. Nieopatrznie włączył funkcję, która go blokowała, gdy w 
pomieszczeniu było ciemno. Nie mógł więc wejść do środka, a dodatkowo każda próba otwarcia drzwi włączała alarm. Udałem się na dalszą tułaczkę i spotkałem jakąś nie znaną mi niewiastę, która również  tu utknęła. Dalej więc szliśmy razem. Natrafiliśmy na zejście do podziemi, a tam na puste betonowe pomieszczenie. Zaczęliśmy je obklejać jakimiś naklejkami imitującymi bele leśnego domku i przyozdobiliśmy obrazami. Nie mając nadziei na wydostanie się z labiryntu, postanowiliśmy tam zamieszkać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz