czwartek, 30 sierpnia 2012

Zamek


Przebywałem w starym średniowiecznym zamku. Mury były grube, zbudowane z ciemnych, ciosanych kamieni. Panował tam przenikliwy chłód. Korytarze były szerokie i wysokie.  Zamek miał nietypowych lokatorów. Mieszkały tam Krasnoludy, Elfy i Niziołki. Był jedynym miejscem na świecie w którym mogli żyć, swego rodzaju rezerwatem. Zakaz opuszczania go był dla nich trudny do wytrzymania. Szczególnie niecierpliwe były niziołki, które nieustannie na wszystko narzekały. 
Atmosferę nieco poprawiła wielka impreza. Wielka sala bankietowa wypełniła się istotami rodem ze świata fantasy. Stoły uginały się od wykwintnych potraw, a na parkiet zapraszali bardzi, współpracujący ze współczesnymi muzykami. Nie zabrakło gitar elektrycznych, perkusji i syntezatorów. Pijane Krasnoludy i Elfy szalały na parkiecie z kolorowymi, papierowymi czapkami na głowach, typowymi dla dziecięcych imprez urodzinowych. Wyszedłem na zewnątrz i spostrzegłem, że to nadzwyczajne miejsce znajduje się w samym centrum miasta, a niczego nieświadomi przechodnie nawet nie zwracali na nie szczególnej uwagi. 
Tuż obok, na starym rynku spotkałem dwóch moich przyjaciół. Jeden z nich z entuzjazmem wymachiwał zadrukowanymi kartkami papieru, na których wydrukowany został scenariusz nowego filmu. Opowiadał o nim z fanatyczną niemal fascynacją, aż do chwili, gdy pojawił się jakiś urzędnik i poinformował go, że nie ma pieczątki resortu kinematografii. Udaliśmy się więc wszyscy do Urzędu. Przeszliśmy między wielkimi ostrzami poruszającymi się ruchem wahadłowym i stanęliśmy w długiej kolejce. Poruszała się wolno, ale w końcu urzędniczka bez słowa przybiła wielką pieczęć, która zajęła niemal całą stronę formatu A4 (…) 
Miałem wziąć udział w strzelance ASG (Air Soft Gun – rodzaj gry terenowej w której strzela się plastikowymi kulkami z replik broni). Zostałem pochowany w płytkim grobie na środku trawnika, nieopodal miejsca w którym mieszkam. Z ziemi wystawała mi tylko głowa. Wokół mnie byli mężczyźni w kominiarkach, kaskach i czarnych kamizelkach, uzbrojeni w futurystycznie wyglądające repliki broni. 
Przypominali trochę oddział antyterrorystyczny. Mieli za zadanie mnie bronić. Przeciwnikami okazali się bardzo liczni Indianie, których zadaniem było wykradzenie mnie z grobu…

sobota, 11 sierpnia 2012

Podziemny świat


Przylecieliśmy wielkim statkiem kosmicznym. Był płaski w przekroju i przypominał wielkiego żuka podzielonego na segmenty. Był trochę podobny do Battlestara Galaktyki z serialu. Wylądowaliśmy na planecie. Rozciągały się na niej zielone wzgórza i doliny. 
Pomimo swej urody była podobno bardzo niebezpieczna i musieliśmy zjechać wielką windą do podziemnego świata, który znajdował się we wnętrzu 
planety. Gdy ze zgrzytem rozsunęły się solidne wrota od windy, uderzyło w nas ciepłe powietrze. Było niemal nieruchome i czuć było dziwny zapach, jakby przypalonych rodzynek. Zdawało się być gęste i było bardzo duszno jak przed potężną burzą. Panował półmrok, dostrzegałem jedynie dziwne, jakby płaskie, pomarańczowe chmury. Przesuwały się powoli na stałej i niewielkiej wysokości. Stąpaliśmy po zmizerniałej trawie. Wszędzie było pełno śmieci. 
Dominowały niebieskie kawałki grubej folii, kawałki styropianu i kartony. Szliśmy przed siebie, bez konkretnego celu. Trzymałem Ją za rękę z przeczuciem, że jak Ją puszczę, to już się nie odnajdziemy. Dotarliśmy do jakiejś kolejki. Spotkałem tam znajomego z dziewczyną. Powiedział, że jeszcze nie możemy stanąć w kolejce. Musimy najpierw oddać bagaż i wskazał wysoki budynek. Udaliśmy się do niego. 
Powiedziała, że musimy odnaleźć dział hiszpański. Po długich poszukiwaniach i przejściu kilku pięter odnaleźliśmy właściwe biurko, tylko nikt przy nim nie siedział. Zapytałem, czy ktoś nas obsłuży. Po chwili podeszła jakaś Koreanka i usiadła na obrotowym krześle przy biurku. Poprosiła o położenie walizki na blacie.  Wiedziałem, że były tam tylko Jej rzeczy. Otworzyliśmy walizkę. Były tam rolki. Zaraz jak je oddaliśmy, jakaś młoda dziewczyna, która stała za nami, zaczęła krzyczeć, że chce je kupić. Po chwili odeszła. W walizce był jeszcze jeden 
przedmiot. Była to lalka wyglądająca jak bobas i wielkości prawdziwego niemowlaka. Pomimo swej sztuczności wydawała się być żywa. Ruszała się i wydawała dźwięki. Chyba była dla Niej bardzo ważna i nie chciała jej oddać, ale musiała. Na biurku zauważyliśmy jeszcze inne zabawki, które leżały tam jeszcze przed naszym przybyciem. Jedna to klaun-pajacyk, a druga to prosta szmaciana lalka z namalowanymi oczami i 
ustami. Chyba Jej się spodobała, bo się uśmiechnęła. 
Odeszliśmy cały czas mając ze sobą splecione dłonie. Przez cały pobyt nie puściliśmy się ani na chwilę. Nagle widok jakby się zmienił. Przypominał teraz obraz z kamery w perspektywie izometrycznej. W centrum kadru znajdował się klaun-pajacyk, a na krawędzi pola 
widzenia dostrzegłem siebie wraz z Nią jak wychodzimy przez drzwi. Pajacyk-klaun jakby ożył i chwycił lalkę szmaciankę pod pachę. W chwili, gdy nikt go nie obserwował, zeskoczył z biurka i zaczął się dyskretnie przemykać przez pomieszczenie…

niedziela, 5 sierpnia 2012

10 000!

Mój blog został wyświetlony już ponad 10 000 razy, a statystykę prowadzę od końca stycznia bieżącego roku. Jestem tym pozytywnie zaskoczony i mam nadzieję, że zarówno forma jak i treść jest interesująca. Nie mam wpływu na to co mi się śni i nie chcę zagłębiać się w tematykę świadomego śnienia. Wolę pozostać obserwatorem swojej podświadomości. Nie mam problemów z odróżnieniem tego co mi się śni od rzeczywistości i chcę by tak pozostało. 
Ostatnio niezbyt wiele snów pozostaje w mej pamięci po przebudzeniu. Jeśli tylko coś zapamiętam i będzie to coś więcej niż pojedyncze obrazy, postaram się to opisać i zamieścić, tak jak to robiłem do tej pory. Ponieważ mamy teraz piękną pogodę, życzę wszystkim czytelnikom udanego wypoczynku i ciekawych wakacyjnych przygód! 
Serdecznie pozdrawiam :)