niedziela, 31 maja 2015

Prezydent elektka...

Byłem wraz ze swoim przyjacielem Łukaszem w jakimś centrum handlowym w Warszawie. Po jakimś czasie dołączyła do nas M. Wypiliśmy kawę i obejrzeliśmy jakąś wystawę. Całe piętro centrum handlowego zostało zmienione w kolorowy plac zabaw. Podłogi wyłożono miękką gąbką w kształcie puzzli, w różnych kolorach. Zamontowano ścianki z sieci i lin po których można się było wspinać. Do dyspozycji były też karabiny miotające gąbkowe kule wielkości piłek tenisowych. Świetnie się tam bawiliśmy. Nagle dostrzegłem Patrycję z córeczką. Podeszła do stosu darmowych koców i wzięła jeden, okrywając się nim. Był żółty z
czerwonym deseniem. Zaskoczyła nas jej obecność bo wyszczy wiedzieliśmy, że została wybrana na prezydenta i obecnie dzierżyła zaszczytne miano prezydenta elekta. Próbowała się do nas dyskretnie zbliżyć, tak jakby się czegoś obawiała. Przywitaliśmy się z nią, Rozejrzała się badawczo i skierowała nas za jedną ze ścianek w cień. Powiedziała, że potrzebuje pomocy. Musi się wydostać, a poluje na nią Duda wraz BORem. Nie mógł zaakceptować porażki w wyborach. Wychyliłem się i dostrzegłem ochroniarzy z słuchawkami w idealnie skrojonych garniturach. Kilku stało na środku sali i dwóch przy wyjściu. Powiedziałem Łukaszowi, by zrobił dywersję i zwrócił na siebie uwagę
ochroniarzy na środku sali. Zaproponowałem by wcielił się w rolę nachalnego fotoreportera z jakiegoś brukowca. Na szczęście miał przy sobie profesjonalny sprzęt fotograficzny. Natomiast M. poprosiłem by pomogła odwrócić uwagę tych ochroniarzy przy wyjściu. Zaproponowała, że może zasymulować omdlenie. Bałem się, że może mieć nieprzyjemności, jak dowiedzą się, że to tylko zasłona dymna, a Ona mnie mocno przytuliła i zapewniła swoim uśmiechem, że wszystko będzie dobrze. Dodała jeszcze szepcząc mi do ucha, byśmy nie dali się złapać. Po chwili zaczęliśmy wcielać plany w życie. Przyjaciel zaczął pstrykać zdjęcia z fleszem i
wykrzykiwać niewygodne pytania o marnowaniu pieniędzy publicznych na wypady prezydenta Du*y do sklepu. Celowo się przejęzyczył na co zareagowali w przewidywalny sposób i zaczęli go gonić. Wykrzykiwał uciekając jeszcze o ataku na przedstawiciela mediów, czym wzbudził dodatkowo wrzawę wśród klientów centrum handlowego. Skierowaliśmy się w kierunku wyjścia. M. spojrzała na mnie, a Jej oczy w tym momencie się lekko zaszkliły. Powiedziała jeszcze tylko do Patrycji „Powodzenia, to dobry plan...” i po chwili idealnie odegrała scenę omdlenia. Ochroniarze natychmiast do Niej podbiegli szepcząc coś do
słuchawek. Udało nam się niepostrzeżenie przemknąć, a gdy byliśmy już na zewnątrz dostrzegłem zbliżający się do przystanku autobus. Wskoczyliśmy w ostatniej chwili. Nie miałem przy sobie biletu, a Patrycja miała tylko dla siebie i córki. Zobaczyłem znajomą twarz, którą widziałem w jakimś serialu. Była to Teresa Lipowska. Rozpoznała Patrycję i powiedziała,
że na nią głosowała. Po krótkiej rozmowie przekazała bilet, który miała w zapasie. Wysiedliśmy na Żoliborzu. Przynajmniej tak twierdziła Patrycja. Pokazała, że wynajmuje małe mieszkanie w jednym z tych szarych bloków. Zaczęła tam iść przez zarośnięty chwastami i zaśmiecony trawnik. Powiedziałem, że mogą jej tam szukać i poszliśmy w
kierunku starego miasta. Minęliśmy jakiś pustostan, gdzie był chyba jakiś koncert rockowy i dotarliśmy na brukowany plac. Przeszliśmy obok pięknie zdobionych, kolorowych figur szachowych wielkości człowieka. Na bruku co jakiś czas dostrzegałem też małe figurki żab i ptaków naturalnej wielkości. Dziwiłem się, że nikt ich jeszcze
nie rozdeptał. Usiedliśmy na schodach przy fontannie. Plac był na wzgórzu i tylko z trzech stron zabudowany kamienicami. Z czwartej można było dostrzec wijącą się w dole rzekę i migoczące niemrawie światła miasta żyjącego w nocnym trybie…