sobota, 11 sierpnia 2012

Podziemny świat


Przylecieliśmy wielkim statkiem kosmicznym. Był płaski w przekroju i przypominał wielkiego żuka podzielonego na segmenty. Był trochę podobny do Battlestara Galaktyki z serialu. Wylądowaliśmy na planecie. Rozciągały się na niej zielone wzgórza i doliny. 
Pomimo swej urody była podobno bardzo niebezpieczna i musieliśmy zjechać wielką windą do podziemnego świata, który znajdował się we wnętrzu 
planety. Gdy ze zgrzytem rozsunęły się solidne wrota od windy, uderzyło w nas ciepłe powietrze. Było niemal nieruchome i czuć było dziwny zapach, jakby przypalonych rodzynek. Zdawało się być gęste i było bardzo duszno jak przed potężną burzą. Panował półmrok, dostrzegałem jedynie dziwne, jakby płaskie, pomarańczowe chmury. Przesuwały się powoli na stałej i niewielkiej wysokości. Stąpaliśmy po zmizerniałej trawie. Wszędzie było pełno śmieci. 
Dominowały niebieskie kawałki grubej folii, kawałki styropianu i kartony. Szliśmy przed siebie, bez konkretnego celu. Trzymałem Ją za rękę z przeczuciem, że jak Ją puszczę, to już się nie odnajdziemy. Dotarliśmy do jakiejś kolejki. Spotkałem tam znajomego z dziewczyną. Powiedział, że jeszcze nie możemy stanąć w kolejce. Musimy najpierw oddać bagaż i wskazał wysoki budynek. Udaliśmy się do niego. 
Powiedziała, że musimy odnaleźć dział hiszpański. Po długich poszukiwaniach i przejściu kilku pięter odnaleźliśmy właściwe biurko, tylko nikt przy nim nie siedział. Zapytałem, czy ktoś nas obsłuży. Po chwili podeszła jakaś Koreanka i usiadła na obrotowym krześle przy biurku. Poprosiła o położenie walizki na blacie.  Wiedziałem, że były tam tylko Jej rzeczy. Otworzyliśmy walizkę. Były tam rolki. Zaraz jak je oddaliśmy, jakaś młoda dziewczyna, która stała za nami, zaczęła krzyczeć, że chce je kupić. Po chwili odeszła. W walizce był jeszcze jeden 
przedmiot. Była to lalka wyglądająca jak bobas i wielkości prawdziwego niemowlaka. Pomimo swej sztuczności wydawała się być żywa. Ruszała się i wydawała dźwięki. Chyba była dla Niej bardzo ważna i nie chciała jej oddać, ale musiała. Na biurku zauważyliśmy jeszcze inne zabawki, które leżały tam jeszcze przed naszym przybyciem. Jedna to klaun-pajacyk, a druga to prosta szmaciana lalka z namalowanymi oczami i 
ustami. Chyba Jej się spodobała, bo się uśmiechnęła. 
Odeszliśmy cały czas mając ze sobą splecione dłonie. Przez cały pobyt nie puściliśmy się ani na chwilę. Nagle widok jakby się zmienił. Przypominał teraz obraz z kamery w perspektywie izometrycznej. W centrum kadru znajdował się klaun-pajacyk, a na krawędzi pola 
widzenia dostrzegłem siebie wraz z Nią jak wychodzimy przez drzwi. Pajacyk-klaun jakby ożył i chwycił lalkę szmaciankę pod pachę. W chwili, gdy nikt go nie obserwował, zeskoczył z biurka i zaczął się dyskretnie przemykać przez pomieszczenie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz