niedziela, 8 lipca 2012

Orbitalna wycieczka i odroczenie końca świata…


Słońce chyliło się ku zachodowi oświetlając obce mi budynki pomarańczowym światłem. Cienie wysokich, zbudowanych na planie kwadratu bloków i kamienic, niepokojąco się wydłużały. Nie byłem w stanie rozpoznać miasta, ale dostrzegłem znajomą, brodatą twarz. Razem z kolegą skierowaliśmy swe kroki w kierunku najdziwniejszego z budynków. Miał kopulasty kształt i zbudowany był z solidnej stali o czerwonej barwie. Po naciśnięciu przycisku, z sykiem rozsunęły się solidne drzwi. 
Była to winda, którą zjechaliśmy w dół. Po ponownym rozwarciu się drzwi, ukazała się nam przestronna, okrągła sala, w której odbywała się właśnie impreza w stylu lat osiemdziesiątych. Z głośników dobiegała muzyka Depeche Mode. Kolega natychmiast zintegrował się z roztańczonym tłumem. Ja natomiast dostrzegłem kilka futurystycznych biurek na środku pomieszczenia. Zbliżając się dostrzegłem na nim liczne przyciski, joysticki i pokrętła. 
Był także spory ekran na którym poruszały się
symboliczne wizerunki latających spodków. Wszyscy myśleli, że to jakaś gra komputerowa. 
Na sprawiającym wrażenie bardzo komfortowego fotelu, leżał hełm. Włożyłem go na głowę i wygodnie zasiadłem przy konsolecie. Nagle wszystko jakby ożyło. Rozświetliły się przyciski, zapaliły światła, a całe pomieszczenie uniosło się o kilka metrów do góry niczym winda. Na  półprzezroczystym wizjerze w hełmie pojawiły się różne symbole, parametry, a przy prawym skraju mojego pola widzenia dostrzegłem schematyczny rysunek robota. 
Nastąpiło zbliżenie na jego głowę. Schematyczny, okrągły, podświetlony na czerwono dysk zacumował w miejscu, gdzie u człowieka znajdowałby się mózg. Przed sobą dostrzegłem dwa wielkie okna rozstawione niczym oczy. Za grubym szkłem dostrzegłem jedynie warstwy ziemi. Wszyscy imprezowicze usiedli na podłodze w niemym oczekiwaniu. Całą konstrukcje przeszył potężny wstrząs. Miałem wrażenie, że piasek za panoramicznymi bulajami zaczyna się przesuwać, ale symboliczne informacje na wyświetlaczu wskazywały, że to my się wznosimy. 
Po chwili przebiliśmy się przez ziemię. Przez chmurę gleby dostrzegłem zarysy miasta, które szybko zaczynało maleć. Horyzont zaczął się zaokrąglać. Wlecieliśmy w chmury, a następnie niebo pociemniało. Ukazał nam się bezkresny kosmos, a ziemia się oddalała. Weszliśmy na jej orbitę. Po chwili zbliżyły się do nas trzy, srebrzyście lśniące, latające spodki. W jakiś sposób udało mi się wyczuć płynące od nich emocje. Był to paniczny strach i niepewność. Jeden z nich wystrzelił rakietę w naszym kierunku. Pomyślałem o zniszczeniu jej i z naszego pojazdu wystrzeliła jasna wiązka energii, która ją zniszczyła. 
Kolejną reakcją obcych pojazdów było wysunięcie się działek. Nie chciałem niszczyć tych spodków. Nie czułem do nich wrogości. Wiązką energii udało mi się uszkodzić ich broń. Wycofali się pozostawiając za sobą jedynie świetlistą smugę zjonizowanego gazu w skrajnej warstwie ziemskiej atmosfery. Postanowiłem wylądować. Przeprowadziłem nasz pojazd przez atmosferę i bardzo niezdarnie zbliżyłem się do powierzchni Ziemi, karczując sporą połać gwatemalskiej dżungli. 
Wysiadłem i dopiero wtedy zobaczyłem wielkie, metalowe cielsko przypominające robota. Miał humanoidalny kształt, był czerwony i ciągle jeszcze rozgrzany po przejściu przez atmosferę. W oddali zobaczyłem wzgórze wznoszące się ponad linię drzew. Po przedarciu się przez dżunglę, dotarłem do niego. Patrząc na nie z bliska zobaczyłem kamienną piramidę pokrytą zielonym mchem. Udało mi się odnaleźć wejście. Wszystkie kosztowności dawno zostały zrabowane. 
Pozostały natomiast liczne piktogramy na ścianach. Co dziwne potrafiłem je odczytać. Były to liczne przepowiednie. Nie pamiętam ich treści, ale część z nich była datowana nawet na siódme tysiąclecie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz