poniedziałek, 23 lipca 2012

Obsydianowa plaża


Znalazłem przejście między garażami, kilka kilometrów od domu. Dokonałem też dziwnego odkrycia. W głąb lądu wdarło się morze i wąskim kanałem połączyło się z jeziorem w dolinie. Nie byłoby to aż tak bardzo dziwne, gdyby nie to, że morski brzeg powinien być oddalony od tego miejsca o ponad sto kilkadziesiąt kilometrów. Plaża cała była czarna. 
Widziałem też kikuty spalonych budynków wystające z ziemi i straszące swą zwęgloną czernią. Podchodząc bliżej dostrzegłem, że to co uważałem wcześniej za ciemną ziemię, było w rzeczywistości czarnym, ostrym szkliwem. Szedłem boso i pokaleczyłem sobie stopy. Co jakiś czas przechodziłem obok otworów w ziemi, które zostały przykryte zbrojonymi, trochę
 nadkruszonymi, betonowymi płytami. Tuż przy wodzie leżała Ona. Chyba spała, ale była osmalona i mokra. Gdy do Niej podszedłem, okazało się, że jest gorąca. Rozglądając się dookoła zobaczyłem, że znajdujemy się w samym centrum krateru...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz