środa, 9 listopada 2011

Rozerwany na strzępy




Słyszałem dźwięk spadającej bomby. Uderzyła w budynek powodując silny wstrząs i hałas. Po chwili usłyszałem piszczenie. Było coraz szybsze. Bip... bip.. bip. Instynktownie chwyciłem psa pod pachę i rzuciłem się skulony pod stół, otulając psa swoim ciałem. Nastąpił wybuch, zostałem rozerwany na drobne kawałki. 


Obudziłem się i miałem chwilowe uczucie jakbym spadał. Czasami mi się to zdarza. Przez kolejną godzinę nie mogłem zasnąć.



Przepłynąłem statkiem wycieczkowym przez jezioro. Zaraz przy przystani zaczynał się szlak. Biegł przez las, a potem zaczął się wspinać coraz wyżej po wzgórzu. Na wysokości, gdzie zaczynały się pojawiać skały, a zbocze stało się bardzo strome, znajdowała się konstrukcja zbudowana z drewnianych bali. Tworzyła coś w rodzaju drewnianego rusztowania niczym wąż oplatającego górę.
Jedyna droga prowadziła tamtędy. Drewniane okrągłe kłody trzeszczały przeraźliwie, gdy po nich stąpałem. Silny wiatr wprawiał całą konstrukcję w drganie i wzmagał niepokój. Na końcu wijącej się drogi znajdował się szyb prowadzący pionowo w dół. Wyłaniała się z niego drewniana kabina windy przypominająca nieco klatkę. Zjechałem nią i znalazłem się w sali z tarasem widokowym. Znajdowali się tam liczni turyści, którzy też przebyli tą trasę. Każdy miał dostać coś dobrego w nagrodę. 
Tęga kobieta w średnim wieku, ubrana w fartuch zbierała zamówienia. Wszyscy mówili w dziwnie szorstko brzmiącym języku. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc spróbowałem powtórzyć to co powiedział mężczyzna siedzący obok mnie. Po chwili dostałem biszkoptowe ciasto z kremem i owocami...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz