wtorek, 7 lutego 2012

Spadek


Dostałem w spadku starą kamienicę po pradziadkach. Postanowiłem się do niej udać i zobaczyć jak wygląda i w jakim jest stanie. Przeszedłem ciemnym korytarzem i wszedłem do pierwszej napotkanej izby. Jej groteskowość mnie zaskoczyła. Pokój miał trójkątny kształt, a każda ściana wydawała się zupełnie nie pasować do sąsiedniej. Jedna pokryta była pasiastą tapetą z ornamentowymi wzorami. 
Drugą obklejono puzzlami. Pomimo iż elementy pasowały do siebie kształtem nie tworzyły żadnego wzoru. Były pomieszane. Trzecią zdobiły wydzieranki z gazet tworząc różne makabryczne kolaże. Sufit pokrywał wyblakły fresk  z cherubinami pląsającymi w chmurach. Przy jednej ze ścian stała wielka drewniana szafa. Otwierając ją wywołałem małą lawinę ubrań. Nagle jedno z nich jakby ożyło. Pomięty strój pilota myśliwca zaczął się do mnie zbliżać próbując opleść się wokół mnie. 
Chwyciłem go i z całej siły cisnąłem o ścianę. Osunął się po niej tworząc bezwładny stos u jej dolnej krawędzi. Po chwili ożyła biała bufiasta suknia. Natychmiast opuściłem pokój i zamknąłem za sobą drzwi. Wyszedłem z budynku. Kamienica miała wewnętrzny dziedziniec. Stało na nim bardzo stare i zaniedbane auto. Opony i czarne grube uszczelki przy oknach pokruszyły się ze starości, a karoseria nabrała rudawej barwy od rdzy. Nieopodal porzucono stary fotel, który teraz służył za posłanie dla gromadki kotów. 
Po chwili na dziedzińcu zjawił się rzeczoznawca, który miał wycenić nieruchomość. Tym razem weszliśmy innym wejściem. Przeszliśmy przez pomieszczenie z wypchanymi zwierzętami i dotarliśmy do bardzo przestronnej sali. Na ścianach wisiały stare poczerniałe obrazy, a na kolumnach i półkach stały białe gipsowe rzeźby. Liczne gabloty nadawały pomieszczeniu niemal muzealny charakter. 
Przechodząc obok nich zobaczyłem stary sprzęt medyczny. Wielka szklana strzykawka ze stalowymi elementami leżała obok młoteczka do opukiwania stawów i stetoskopu. W kolejnej były narzędzia archeologiczne, małe kilofy i cały zestaw pędzelków. Towarzyszyły im malutkie ludzkie czaszki, ale nie dziecięce, a raczej normalne czaszki pomniejszone w jakimś tajemniczym szamańskim procesie. 
Ostania gablota kryła prawdziwe skarby. Srebrnej i złotej biżuterii towarzyszyły klejnoty i wielki jak kurze jajo, idealnie oszlifowany szmaragd. W narożnej części pomieszczenia dostrzegłem grubą ceramiczną rurę. Była pęknięta. Przyglądając jej się uważniej dostrzegłem ukryty w jej wnętrzu stary zwój wykończony mosiężnymi zdobieniami na krawędziach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz