czwartek, 21 czerwca 2012

Królowa bez twarzy


Wyruszyłem na wycieczkę do niewielkiej, ale malowniczej mieściny. Domki wyglądały na zabytkowe, ale były w dobrym stanie. Wszedłem do sklepu. Odbywała się tam promocja na bilety autobusowe. Każdy klient dostawał po pięć sztuk owiniętych banderolą, za darmo. Brało się je z dużego wiklinowego kosza. Podchodząc zauważyłem, że siedzi w nim Michał Koterski i podaje po pakiecie z charakterystycznym dla siebie, nieco głupkowatym uśmiechem. 
Wziąłem podany przez niego pakiet i wyszedłem. Udałem się za miasto. Rozciągały się tam przepiękne zielone wzgórza przyprószone wrzosowiskami, jak w Irlandii. Gdy wspiąłem się na jedno z wyższych wzniesień, spostrzegłem zbliżającą się do mnie kolejkę linową. Wagonik się zatrzymał, więc do niego wszedłem. Podróż odbywała się od wzgórza do wzgórza. Ostatecznie wagon zmierzał w kierunku masywnego zamku. 
Podobno mieszkała tam jakaś przerażająca królowa bez twarzy. Wyskoczyłem z kolejki tuż za murami zamku. Miałem wrażenie, że nie powinienem tam być. Ukrywałem się więc, dyskretnie przemierzając kolejne komnaty zamku. Jedna z nich zwróciła moją uwagę. Były tam dziesiątki kobiecych twarzy umieszczonych na stojakach oraz równie dużo peruk. 
Twarze wyglądały na prawdziwe jakby zostały wycięte z ludzkich głów. Usłyszałem odgłos zbliżających się kroków. Szybko skryłem się za jedną z szaf. Po chwili do pokoju wkroczyła kobieca postać w płaszczu z kapturem, który całkowicie zasłaniał jej twarz. Stanęła przy jednym z regałów, odwrócona do mnie plecami. Sięgnęła po jedną z twarzy i założyła ją niczym maskę. Obróciła się. 
Dostrzegłem napiętą twarz młodej, bladej kobiety. Dopasowała sobie ją dokładnie i sięgnęła po czarną perukę. Wymknąłem się gdy była zajęta dobieraniem najodpowiedniejszej peruki. Usłyszałem płacz dziecka. Pobiegłem w tamtym kierunku i dotarłem do lochu. Niemowlę było zamknięte w klatce wiszącej na grubym łańcuchu. Uwolniłem je i uspokoiłem. Jakoś udało mi się niepostrzeżenie opuścić zamek. Wiedziałem, że to jest ważne dziecko i muszę je chronić. 
Biegłem w stronę wieżowca. Gdy byłem już kilkadziesiąt metrów od niego, postanowiłem się zatrzymać przy kępie krzaków i rozejrzeć, czy jest bezpiecznie. 
Nagle w wieżowcu pojawił się gęsty jasnoszary dym, a może to był pył. Wydawał się być niemal żywy. Widziałem jak wypełnia cały budynek. Piętro po piętrze, od parteru, aż po dach. W chwili gdy dotarł na sam szczyt budynku nastąpiła wielka eksplozja, równocześnie wybijając wszystkie okna i spowijając cały budynek jasnym pomarańczowobiałym płomieniem. Byłem przerażony. Wiedziałem, że w środku była moja rodzina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz