wtorek, 17 marca 2015

Szpital na wyspie...

Byłem na jakiejś wycieczce. Przechodziłem okazałym mostem nad szeroką rzeką. Most prowadził do wyspy na tej rzece. Towarzyszyła mi dziewczyna niższa ode mnie. Miała drobno pofalowane włosy w jasnym odcieniu rudego. Przechadzając się po wyspie dotarliśmy na dziedziniec okazałego, wielokondygnacyjnego budynku. Spotkaliśmy tam lekarkę w białym kitlu. Oznajmiła, że mam mieć operację, po czym szybko się oddaliła, zanim zdążyłem zadać jakieś pytania. Wszedłem więc do budynku w poszukiwaniu
odpowiedniej sali operacyjnej. Liczyłem na to, że ktoś mnie wywoła lub wywiesi jakąś informację. Niestety nie znalazłem odpowiednio oznaczonej Sali operacyjnej. Dziewczyna zasugerowała, że może będzie w innym szpitalu. Wyszliśmy więc na zewnątrz. Dzień był piękny, a słońce świeciło jasno. Zobaczyłem latające helikoptery. Były smukłe i nowoczesne. Część z nich miała barwę burgundową,
a część głęboki odcień granatu. Zamknięto też most, którym przyszliśmy. Zauważyłem jednak inny, mniej okazały, stary i przeznaczony wyłącznie do ruchu pieszego. Nie był w najlepszym stanie. Powierzchnia przeznaczona do chodzenia składała się z przeplatających się prętów zbrojeniowych, tworzących kwadraty o boku niecałych dziesięciu centymetrów. Pod tą dość niepewną konstrukcją można było obserwować rwący nurt. Woda w rzece mocno wezbrała i była bardzo mętna, w kolorze kawy z mlekiem. Stykała się z mostem, a mniej więcej po
środku nawet go zalewała na jakieś dwa centymetry. Dziewczyna powiedziała, że za nic tam nie wejdzie, ale żebym ja poszedł, bo mam mieć tą operację. Niepewnie pokonałem więc rdzewiejącą przeprawę i w końcu znalazłem się po drugiej stronie. Były tam jakieś akwaria i trenerzy szkolący foki i delfiny. Poszedłem dalej tunelem i
wyszedłem do miasta po schodach. Ludzie chodzili grupami odświętnie ubrani. Próbowałem się wypytać o drogę do szpitala, ale część mieszkańców mówiła w niezrozumiałym dla mnie języku, a część nie potrafiła wskazać drogi, ale ostrzegali mnie z lękiem, bym nie szedł za granicę. Wskazywali przy tym wysoki wał ziemny przedzielający miasteczko na pół. Dostrzegłem jedynie drogowskazy, które wskazywały poligon
kosmiczny za wałem i centrum kosmiczne. Postanowiłem więc wrócić na wyspę i jeszcze raz przeszukać budynek. Trener delfinów dał mi do zrozumienia, że nie lubią tu obcych, a wchodząc na most dostrzegłem na plaży kilkanaście helikopterów. Część z nich miała chyba emblematy
policyjne. Na wyspie znalazłem dziewczynę, której udało się spotkać lekarkę. Obie zaczęły mnie prowadzić na operację…

2 komentarze: