sobota, 6 kwietnia 2013

Kiwi w starym mieście


Otaczała mnie piękna i zapierająca dech w piersiach panorama średniowiecznego miasta. Podziwiałem ją z dachu starej i wysokiej na kilka pięter kamienicy. Czubek dachu był ścięty i wybrukowany, a ograniczały go niskie barierki. Towarzyszyła mi grupka nieznanych mi ludzi oraz przewodnik, który opowiadał o najciekawszych zabytkach, które mieliśmy okazję podziwiać z niecodziennej perspektywy. 
Trasa prowadziła przez dachy kilku centralnych dzielnic i upstrzona była licznymi mostkami łączącymi sąsiadujące ze sobą dachy przeciwległych budynków. Czułem spory dyskomfort z powodu dużej wysokości, wspomagany podmuchami wiatru. Najsilniej go odczuwałem przechodząc po żeliwnych i chwiejnych mostkach, mając pod sobą jedynie brukowane uliczki. W końcu zeszliśmy po drabinach i spiralnych schodach do niewielkiego placu. 
Tam oficjalne zwiedzanie dobiegło końca, lecz ja nie zamierzałem na tym poprzestać i kontynuowałem zwiedzanie na własną rękę. Kręte uliczki czasami się rozdzielały i przechodziły przez budynki. Przystanąłem na chwilę w jednym z większych, który był połączeniem tawerny i młyna wodnego. Chciałem podejść do okna, ale zatrzymał mnie mężczyzna w białym fartuchu informując, że jest to część izby zarezerwowana tylko dla personelu. 
Postanowiłem podążać wzdłuż rzeki, która przepływała przez budynek. Spostrzegłem kilka charakterystycznych miejsc, które widziałem wcześniej w Edynburgu, Mont Saint Michel i Saint Paul de Vence.  Miasto było w sumie ich kompilacją. Zatrzymałem się na nabrzeżu. W nasypie z żółtawej gliny, miały swoje norki małe ptaszki. Posiadały żółte główki z czarnymi kropkami, a wielkością przypominały zimorodki. Co chwilę wlatywały i wylatywały z wydrążonych przez siebie tuneli. 
Na chodniku przy skraju rzeki przechadzały się ptaki Kiwi, które w tym mieście zastępowały gołębie. Co dziwne były zielone i podszczypywały przechodniów w nadziei, że poczęstują je winogronami. Liczni handlarze sprzedawali ich całe kiście, zapewniając, że innych owoców nie jedzą.


W tak zwanym międzyczasie, miałem jeszcze dwa sny, z których zapamiętałem jedynie pojedyncze motywy. 


W pierwszym śniło mi się, że nowy Papież Franciszek postanowił abdykować i zamknął się w Castel Gandolfo, a miliony rozczarowanych wiernych postanowiło go okupować, mając nadzieję, że jednak zmieni zdanie.



W drugim miałem iść na koncert mojego ulubionego zespołu Nightwish  z nową wokalistką. Okazała się nią być Emilie Autumn i niestety, ku memu rozgoryczeniu, zgubiłem bilet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz