sobota, 5 lipca 2014

Szczęście II

Szczęście to harmonijny związek 
instynktu i rozumu, 
zwierzęcych popędów i rozsądnej woli, 
które przemawiając jednym głosem, 
stają się jak koła zębate 
w mechanizmie zegarowym. 
Siłą napędową maszynerii jest energia kosmiczna wprawiająca w ruch planety. 
Imię tej energii brzmi Miłość 
i to ona zapewnia ich obrót w harmonii z Całością. 
Szczęście oznacza łagodne poddanie się owej kosmicznej sile, 
wyrzeczenie się pragnień, 
które - jak błędnie wierzymy - chcemy zrealizować, 
aby nie utrudniać ruchu, 
ale go wspomagać pozwalając się unosić mocy,  
która wprawia w ruch gwiazdy...


Kiedyś już publikowałem swoją definicję szczęścia i postanowiłem ją przypomnieć...



Równo tydzień temu wydarzyło się coś niesamowitego i dla mnie niespodziewanego.
Byłem na urodzinach wspaniałej kobiety, kobiety którą kocham każdą cząsteczką swej duszy, umysłu i ciała. Kocham Ją nieprzerwanie już od jakichś pięciu lat i przez ten czas jestem całkowicie wierny temu uczuciu. Zdążyło się umocnić i mocno dojrzeć. Myślę o Niej każdego dnia i każdej godziny. Dość często gościła w moich snach. W jednym z poprzednich snów całowała mnie moja przyjaciółka. Jak to jednak ze snami bywa, urzeczywistniają się w całkiem inny, wspanialszy sposób. Pocałowała mnie ukochana jubilatka, a przyjaciółka była tego świadkiem. I nie był to pocałunek, tylko POCAŁUNEK!!! Najbardziej namiętny, dziki i żywiołowy jaki miałem okazję doświadczyć w swoim życiu. Czułem go w każdej komórce ciała, przenikał mą duszę, oplatał ją i łączył z Jej duszą, tworząc CAŁOŚĆ. Było to całkowicie spontaniczne i przyjemnie zaskakujące.
Trwał i trwał, poza czasem, poza kruchą materią naszych ciał, poza kontrolą umysłu i uczuć... Po prostu trwał w najczystszej formie. Czułem jak nasze oddechy się zsynchronizowały, a serca biły w tym samym, szalonym, mistycznym rytmie. Wiedziałem, że warto było walczyć, choćby dla tej chwili, że warto ŻYĆ!!! Nie mogliśmy się od siebie oderwać, nie potrzebowaliśmy żadnych słów. Wszelkie próby kończyły się kolejnym uściskiem i kolejnym zbliżeniem naszych spragnionych ust, tak jak Ziemia krąży w namiętnym, grawitacyjnym tańcu ze Słońcem. Widmo uciekającego ostatniego autobusu nocnego, nie miało wtedy absolutnie żadnego znaczenia ( i tak uciekł :) ). Przez te ponad pięć minut (przyjaciółka mi potem powiedziała ile to trwało), doświadczałem prawdziwego SZCZĘŚCIA!!! Zaistniało po prostu, jako stan istnienia, po prostu Byliśmy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz