piątek, 27 grudnia 2013

Chupacabra

Uliczki starego miasta były wyludnione. Nocny mrok rozświetlało jedynie światło księżyca w pełni i gwiazdy. Zarysy kamiennych budynków nie budziły lęku. Przemierzałem wąskie uliczki powolnym, spacerowym tempem. Moja przechadzka musiała trwać długo, ponieważ dochodząc nad rzekę obserwowałem wschód słońca. Przybyłem do przystani, gdzie czekali na mnie rodzice.
Skorzystaliśmy z wypożyczalni tratw. Dziarsko wszedłem na prowizoryczny, pływający pomost. Zrobiony był z drewnianych bali związanych lianami. Splecione w ten sposób unosiły się na wodzie i falowały, gdy się po nich stąpało. Wypożyczone tratwy były podobne i trzeba je było własnoręcznie złożyć. Połączyłem kilka pierwszych elementów i
zorientowałem się, że łącząc je zanurzam się częściowo w wodzie. Ubrany byłem w jeansy, a w kieszeniach miałem dokumenty i telefon. Przestraszyłem się, że mogę je zniszczyć i wstałem energicznie. W
tym samym momencie z wody wyskoczyło dziwaczne stworzenie. Było jakby chimerycznym połączeniem
kilku zwierząt. Przypominało bobra zmutowanego z dobermanem i pokrytego lisim rudym futrem. Przeraziłem się i pobiegłem do stromego brzegu. Udało mi się wdrapać, zanim to stworzenie mnie dogoniło…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz