Mieszkamy w kamienicy na odludziu. Wokół niej jest
przepiękny ogród z małym stawem. Biegają przepiórki i kolorowe bażanty. Pasie
się też krowa. Jak na krowę jest dość niezwykła. Zachowuje się trochę jak pies.
Chodzi za Nami, lubi jak ją się głaszcze i potrafi nawet aportować. Jest
jasnobrązowa w białe łaty, a sierść jest, długa, miękka i miła w dotyku. Na
oczy spada długa grzywa.
Wydaje się być niezadowolona, gdy razem z Nią idę do
miasta. Droga wiedzie krętą ścieżką po zboczu góry. Po prawej stronie jest
przerażająco głęboka przepaść. Dobrze, że Ona jest przy mnie. Gdyby mnie nie
trzymała za rękę i nie dodawała otuchy, nie dałbym rady przejść tej drogi.
Dalej droga wiedzie przez kilka mniejszych wsi.
Ktoś przybił do płotu dziwne
zwierzę. Wygląda jak mała sarenka z dziobem kruka. Nie podoba mi się to. Ona twierdzi,
że prawdopodobnie ktoś ją złożył w ofierze, że to jest bardzo zła magya i nie
wróży to nic dobrego. Jej obawy wydają się potwierdzać, gdy tylko dochodzimy do
miasta. Wszyscy jego mieszkańcy wydają się być śmiertelnie chorzy. Są bladzi,
przeraźliwie kaszlą i plują krwią. Wydają się wychudzeni, zlani potem i mają
problemy z oddychaniem.
Zaraz po wkroczeniu do miasta zjawiło się wojsko i
szczelnie otoczyło jego granice, ustanawiając kwarantannę. Dowiaduję się, że w
największym gmachu w mieście odbywa się zebranie antykryzysowe. Próbuję się tam
dostać, ale żołnierze ubrani w kombinezony ochronne nie chcą mnie wpuścić. Ktoś
wywołał zamieszanie, a ja wykorzystałem okazję by dostać się do środka. We
wnętrzu są dziesiątki okrągłych marmurowych stołów w żółtawozielonym odcieniu,
a przy nich ławy z tego samego materiału.
Jakiś naukowiec zdaje raport. Choroba
jest wywołana przez bakterię i prawdopodobnie jest pochodzenia odzwierzęcego.
Jest odporna na wszystkie znane antybiotyki, nawet te, które są w fazie testów
klinicznych. Po chwili czuję silne uderzenie w kark, które powala mnie na
ziemię. Zostaję skrępowany i wywleczony...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz