Ma lekką nadwagę. Podchodzi do mnie i dyskretnie przekazuje stary papirus. Rozwijam go. Jest na nim szkic i zagadka, którą udaje mi się rozwiązać. Prowadzi nas do jednego z najstarszych weneckich budynków, który powoli zaczął popadać już w ruinę, a jego fundamenty mocno osiadły przy jednym z kanałów tak, że najniższe piętro było już częściowo zalane. Zanurzeni po pas w stęchłej wodzie z weneckich kanałów, dotarliśmy do schodów i weszliśmy na piętro.
Zbliżając się do budynku coraz wyraźniej słyszałem szum wody i skrzypienie młyńskiego koła. Wszedłem do środka i dostrzegłem dziwne, zielone, humanoidalne stworzenie. Mogło mieć najwyżej metr wysokości i było do mnie odwrócone plecami. Grzebało w kominku. Odwróciło się i nerwowo do mnie zaskrzeczało. Momentalnie się na mnie rzuciło, wszczynając bójkę. Przewróciło mnie na podłogę, czym mnie zaskoczyło i zaczęliśmy się turlać. Nasza szamotanina zwróciła uwagę innych lokatorów. Zamarliśmy w bezruchu gdy się zjawili.
Goblin, który wszczął bójkę siedział teraz na mnie okrakiem, co mogło wyglądać dość dwuznacznie. Kilkanaście goblinów momentalnie wybuchło skrzekliwym, gromkim śmiechem. Zielony stworek powoli ze mnie wstał i chyba się mocno zawstydził, ponieważ zrobił się jeszcze bardziej zielony na twarzy. Zaczął się tłumaczyć i wymachiwać rękami, czym wzbudzał kolejne salwy śmiechu. Sam zacząłem się śmiać i wspólnie zasiedliśmy przy długim stole, popijając korzenne, grzane wino. Gdy poprosiłem ich by mówili znacznie wolniej i najniższym tonem głosu jakim potrafią, ich mowa zaczęła być dla mnie zrozumiała.
Wyciągnąłem laptopa i pokazałem różne zdjęcia. Okrzyknęli mnie czarodziejem i swoim przyjacielem. Przekazali mi tajemnicę strzeżoną przez nich od stuleci. Dowiedziałem się, że dalszych wskazówek dotyczących skarbu muszę szukać w ruinach na pustyni. Gobliny okazały się być bardzo miłe, wesołe i przyjacielskie. Ich zła sława wynikała z niezrozumienia i ich nieufności względem obcych. Zgodnie z ich wskazówkami udałem się na pustynię.
W ruinach, tak jak się spodziewałem, znalazłem hieroglify wskazujące miejsce ukrycia skarbu. Miejsce to znajdowało się obecnie głęboko pod powierzchnią wody. Zanurzam się w pojeździe podwodnym. Wraz ze wzrostem głębokości zaczęło się robić coraz ciemniej. Włączyłem więc reflektory. Zobaczyłem inny batyskaf wbity częściowo w muł. Tak to już bywa. Poszukiwaczy skarbów zazwyczaj jest więcej. Dostrzegłem wydostające się z niego pęcherzyki powietrza.
Na szczycie było wejście do środka. Wpłynąłem nim do sali wyłożonej płytami z płaskorzeźbami. Przedstawione na nich były sceny z codziennego życia jakiejś starej cywilizacji. Udało mi się także odczytać napis. "Prawdziwym skarbem jest życie..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz