poniedziałek, 2 stycznia 2012

Szkoła


Znajdowałem się przed starym, trochę zaniedbanym pałacykiem. Zielone porosty pokrywały nadkruszone schody prowadzące do wejścia. Przysiadłem na nich. Wrota się otworzyły. Wyszedł przez nie mój stary przyjaciel ubrany w sutannę. Było tam więcej ludzi. Znajome twarze, których już dawno nie widziałem. Poszliśmy się przejść. Podążaliśmy wzdłuż kanału, nad którym rząd wierzb płaczących muskał leniwie płynącą wodę.
 Wspominaliśmy dawne czasy. Wróciliśmy do pałacyku i wraz z grupką starych znajomych postanowiliśmy pojechać do parku za miastem. Wsiedliśmy do busa i ruszyliśmy. W połowie drogi do celu nagle jezdnia się zapadła, tak, że dalsza jazda była niemożliwa. Okazało się, że po ostatniej ulewie, woda podmyła drogę. Nieopodal miejsca w którym utknęliśmy, znajdowała się opuszczona stacja kolejowa. 
Beztrosko hulał po niej wiatr, trzaskając od czasu do czasu okiennicami z wybitymi szybami. Budynek mógł mieć ponad sto lat. Z jego ścian płatami odłaziła farba, a w zadaszeniu nad peronem ziały otwory, przez które widać było szare zachmurzone niebo. Strzępy czarnej papy bimbały niechlujnie. Na jednym ze słupów przybita była biała metalowa tabliczka z czerwonymi napisami. Informowała, że pociągi jeżdżą tylko na żądanie, a w celu ich przywołania należy wysłać smsa. Postąpiliśmy według instrukcji i po chwili na stacji pojawił się pojazd pociągopodobny.
 Przypominał mniejszą wersję starego autobusu z zaokrąglonymi krawędziami, potocznie nazywanego "ogórkiem". Miejsca było akurat tyle, żeby wszyscy się zmieścili. Podróż zakończyła się dość szybko i niespodziewanie w holu mojej starej szkoły. Wszyscy wysiedliśmy i udaliśmy się do klasy. Zajęliśmy trochę przymałe miejsca przy ławkach. W sali panował nieład. Jakieś papiery zwinięte w kule walały się po podłodze w  towarzystwie papierowych samolocików, kredek i pozostałości po kanapkach. Do sali wszedł jakiś obcy nauczyciel. 
Zestresowany poprawił okrągłe okulary i powiedział, że jest tu nowy i będzie nas uczył historii. Po chwili do klasy wbiegły moje  koleżanki z dziećmi na rękach i ze wzrokiem nakazującym zrozumienie, przeprosiły za spóźnienie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz