poniedziałek, 9 stycznia 2012

Powietrza… !


Znajduję się na obcej planecie lub na księżycu Jowisza. Teraz przypomina już Ziemię. Niebo zasnute jest gęstymi,  ciężkimi chmurami, które z trudem się przewalają po nieboskłonie. Jadę autobusem, a na drodze panuje chaos. Każdy jedzie jak chce. Po prawej stronie mijamy duże gmachy, jeden z nich to budynek sądu. Wszystkie są zniszczone. Ściany boczne i tylne jeszcze jakoś się trzymają, ale po przednich pozostały tylko kopce cegieł i gruzu z wystającymi  grubymi belkami. Pomieszczenia jakby ścięte, są widoczne z zewnątrz. Część sprzętów biurowych jeszcze się uchowało. Wysiadłem na najbliższym przystanku, a autobus wjechał spiralą na estakady, które w tym miejscu krzyżowały się wielopoziomowo. 
Kolumny je podtrzymujące są popękane, ale wciąż wyglądają solidnie. Dostrzegam dziesiątki ludzi, są niespokojni, a nawet agresywni względem siebie. Atakują się wzajemnie czym popadnie. Ranią się bezlitośnie i zachowują jakby byli nieświadomi swojego stanu. Biegnę w kierunku podziemnego przejścia pod rondem. Wychodzę po drugiej stronie do budynku przypominającego kaplicę w budowie.  Ściany są z czerwonych cegieł pomiędzy którymi jest biała fuga.
 Krzyżowe sklepienie pokryte jest białym tynkiem. Okna są wąskie i wysokie z przezroczystymi, kwadratowymi szybkami. Pomieszczenie jest ascetycznie puste. Wychodzę otwartymi drzwiami. Znajduję się nad rzeką, która wylała i zalała bulwary oraz alejki. Z trudem ominąłem rozlewisko. Wszedłem do najbliższego wieżowca. Spotkałem sąsiadkę, która zaprosiła mnie do siebie. Okazało się, że ma właśnie urodziny, a ja mam dla niej prezent. Wręczyłem jej grubą książkę. Potem zaczęli się schodzić inni goście. Usiadłem na łóżku, a z radioodbiornika właśnie dobiegał jakiś ważny komunikat. Wywnioskowałem z niego, że w wyniku zamieszek uległy uszkodzeniu urządzenia terraformacyjne produkujące powietrze. Bez nich atmosfera była bardzo rozrzedzona. 
Ci co się tu urodzili byli do niej przystosowani fizjologicznie. Niestety nie byłem jednym z nich. Zacząłem się dusić. Rozpaczliwie walczyłem o każdy kolejny haust powietrza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz