Znajduję się na obcej planecie lub na księżycu Jowisza.
Teraz przypomina już Ziemię. Niebo zasnute jest gęstymi, ciężkimi chmurami, które z trudem się
przewalają po nieboskłonie. Jadę autobusem, a na drodze panuje chaos. Każdy
jedzie jak chce. Po prawej stronie mijamy duże gmachy, jeden z nich to budynek
sądu. Wszystkie są zniszczone. Ściany boczne i tylne jeszcze jakoś się
trzymają, ale po przednich pozostały tylko kopce cegieł i gruzu z
wystającymi grubymi belkami.
Pomieszczenia jakby ścięte, są widoczne z zewnątrz. Część sprzętów biurowych
jeszcze się uchowało. Wysiadłem na najbliższym przystanku, a autobus wjechał
spiralą na estakady, które w tym miejscu krzyżowały się wielopoziomowo.
Kolumny je podtrzymujące są popękane, ale
wciąż wyglądają solidnie. Dostrzegam dziesiątki ludzi, są niespokojni, a nawet
agresywni względem siebie. Atakują się wzajemnie czym popadnie. Ranią się
bezlitośnie i zachowują jakby byli nieświadomi swojego stanu. Biegnę w kierunku
podziemnego przejścia pod rondem. Wychodzę po drugiej stronie do budynku
przypominającego kaplicę w budowie. Ściany
są z czerwonych cegieł pomiędzy którymi jest biała fuga.
Krzyżowe sklepienie
pokryte jest białym tynkiem. Okna są wąskie i wysokie z przezroczystymi,
kwadratowymi szybkami. Pomieszczenie jest ascetycznie puste. Wychodzę otwartymi
drzwiami. Znajduję się nad rzeką, która wylała i zalała bulwary oraz alejki. Z
trudem ominąłem rozlewisko. Wszedłem do najbliższego wieżowca. Spotkałem
sąsiadkę, która zaprosiła mnie do siebie. Okazało się, że ma właśnie urodziny,
a ja mam dla niej prezent. Wręczyłem jej grubą książkę. Potem zaczęli się
schodzić inni goście. Usiadłem na łóżku, a z radioodbiornika właśnie dobiegał
jakiś ważny komunikat. Wywnioskowałem z niego, że w wyniku zamieszek uległy
uszkodzeniu urządzenia terraformacyjne produkujące powietrze. Bez nich
atmosfera była bardzo rozrzedzona.
Ci co się tu urodzili byli do niej
przystosowani fizjologicznie. Niestety nie byłem jednym z nich. Zacząłem się
dusić. Rozpaczliwie walczyłem o każdy kolejny haust powietrza...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz