Znowu byłem na studiach. Wprowadzono nowy dodatkowy semestr.
Kolejny pomysł ministra edukacji by polepszyć poziom wykształcenia
społeczeństwa. Do zaliczenia pozostał mi
jeszcze tylko jeden egzamin. Miał to być egzamin z biologii z bardzo surowym
profesorem. Przemierzałem wyludniony gmach uczelni. Wszedłem na ostatnie piętro.
Na drzwiach przyklejona została karteczka z informacją, że egzamin odbędzie się
w nowym budynku, na drugim krańcu miasta. Dopiero teraz zauważyłem, że jestem
razem ze swoim psem.
Podąża dzielnie obok mnie niewinnie przechylając mordkę w
chwili, gdy na niego spoglądam. Dotarłem do wyjścia, ale zauważyłem, że jest
straszna ulewa. Postanowiłem ją przeczekać. W przedsionku stały dwie
dziewczyny. Jedna wrzeszczała na drugą. Smutna dziewczyna, nie przejmowała się
padającymi pod jej adresem obelgami. Stała nieruchomo i wszystko jakby po niej
spływało. Nic jej nie obchodziło. Przestało padać, więc wyszedłem. Przed
uczelnią spotkałem dwie koleżanki z roku, które także zmierzały na egzamin.
Podobno musieliśmy wsiąść w autobus 7 lub 57. Po kilku minutach czekania na
przystanku, autobus przyjechał i ledwo weszliśmy do zatłoczonego wnętrza. Nagle
sobie uświadomiłem, że nic nie umiem.
Wyciągnąłem notatki i zestresowany
zacząłem je przeglądać. Był straszny upał. Zadzwonił do mnie wujek. Był właśnie
w mieście i chciał się spotkać na starym rynku. Niestety musiałem mu odmówić. Dojechaliśmy
i udaliśmy się prosto do profesora. Wytrząsnął okruszki z wielkiej i
zaniedbanej brody. Wskazał mnie palcem i rzekł: "Pan wygląda na takiego,
co to wszystko wie. Zapraszam. Będzie Pan pierwszy..." Wszedłem do sali i
zaliczyłem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz