niedziela, 8 stycznia 2012

Kamieniołomy


Szukałem kogoś. Ktoś został porwany. Nie wiem kto, ale ktoś ważny. Poszukiwania doprowadziły mnie do wielkich kamieniołomów. Wszędzie było pełno ochroniarzy i żołnierzy. Dyskretnie przemykałem od jednego zacienionego miejsca do drugiego, od skały do skały. Jakoś udawało mi się uniknąć wykrycia przez strażników. Skały były jasno szare, a unoszący się pył drobny jak mąka. Osadzał się wszędzie. W oddali zobaczyłem wielką jaskinię. 
Powoli i ostrożnie zbliżałem się do niej. Ciemne wejście  miało łukowaty kształt. W końcu znalazłem się wewnątrz. Było tam chłodno i wilgotno, a ochroniarzy było coraz więcej.  Przemierzając  ją i niemal cudem unikając wykrycia doszedłem w końcu do wielkiej komory w której były podwieszone kwadratowe klatki. W jednej z nich był mały robocik. 

Uwolniłem go, a z wdzięczności przekazał mi informacje o osobie której poszukiwałem i wskazówki jak ją odnaleźć. Była zamknięta w niewielkim pomieszczeniu. Drzwi były zamknięte i dopiero po wielu próbach udało mi się je wyważyć. Zobaczyłem Ją. Jak mogłem nie pamiętać, że to Jej szukałem. Niestety wywołany moimi licznymi próbami hałas zwrócił uwagę strażników. Chwyciłem Ją za rękę i zaczęliśmy uciekać w stronę wyjścia. 
Przemknęliśmy obok kilku żołnierzy, którzy znudzeni nawet do końca nie skojarzyli kto obok nich przebiegł. Byliśmy już na zewnątrz, a pościg był coraz liczniejszy. Skręciliśmy w wąskie schody wykute w skale, prowadzące na górę. Znaleźliśmy się w mieście i pędząc lawirowaliśmy po wąskich uliczkach. Kamienice obok których przebiegaliśmy zbudowane były z okrągłych kamieni połączonych betonem. Jeszcze kilka skrętów, schody do góry i znaleźliśmy się na tarasie, na którym urządzona była kawiarnia. Szybko przysiedliśmy się do czyjegoś stolika i zaczęliśmy konwersację. Zadyszani ochroniarze przebiegli dalej nie zwracając na nas uwagi. Fortel się udał. Spojrzałem w niebo i nagle sobie uświadomiłem, że znajdujemy się na księżycu jakiejś obcej planety. 
Nad Nami przeleciały jakieś roboty. Znaleźliśmy się na pokładzie jakiegoś statku. Sam kapitan oprowadzał Nas po pokładzie. Zobaczyliśmy mostek, w którym panował nieład, maszynownię oraz kajuty, w których spotkaliśmy moje koleżanki. Wyszliśmy na pokład i oparliśmy się o barierki. Delikatna bryza schładzała Nam twarze. Płynęliśmy wolno wąskim kanałem. Nagle kanał się skończył, a statek poruszał się dalej, przeraźliwie drapiąc nawierzchnię ulicy. 
Okropny dźwięk zdzieranej masy metalu był nie do wytrzymania. Zakryłem uszy, a po chwili byłem już u mojej babci. Razem z siostrą obierałem ziemniaki na obiad. Wyrzuciłem stos obierek do kosza i zaniosłem worek ze śmieciami do zsypu. Gdy wróciłem do mieszkania, na kanapie dostrzegłem kostium żaby. Siostra powiedziała, że to męża. Wyszedłem z pokoju i przechodząc przez przedpokój dostrzegłem w lustrze odbicie dziadka.
 Po chwili już go nie było. Wszedłem do innego pokoju. Na ścianie wisiał obraz. Nie był to jednak zamrożony obraz. Pomimo iż był namalowany farbami na płótnie, był ruchomy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz