Szukałem kogoś. Ktoś został porwany. Nie wiem kto, ale ktoś
ważny. Poszukiwania doprowadziły mnie do wielkich kamieniołomów. Wszędzie było
pełno ochroniarzy i żołnierzy. Dyskretnie przemykałem od jednego zacienionego
miejsca do drugiego, od skały do skały. Jakoś udawało mi się uniknąć wykrycia
przez strażników. Skały były jasno szare, a unoszący się pył drobny jak mąka.
Osadzał się wszędzie. W oddali zobaczyłem wielką jaskinię.
Powoli i ostrożnie
zbliżałem się do niej. Ciemne wejście
miało łukowaty kształt. W końcu znalazłem się wewnątrz. Było tam chłodno
i wilgotno, a ochroniarzy było coraz więcej. Przemierzając ją i niemal cudem unikając wykrycia doszedłem
w końcu do wielkiej komory w której były podwieszone kwadratowe klatki. W
jednej z nich był mały robocik.
Uwolniłem go, a z wdzięczności przekazał mi
informacje o osobie której poszukiwałem i wskazówki jak ją odnaleźć. Była
zamknięta w niewielkim pomieszczeniu. Drzwi były zamknięte i dopiero po wielu
próbach udało mi się je wyważyć. Zobaczyłem Ją. Jak mogłem nie pamiętać, że to
Jej szukałem. Niestety wywołany moimi licznymi próbami hałas zwrócił uwagę
strażników. Chwyciłem Ją za rękę i zaczęliśmy uciekać w stronę wyjścia.
Przemknęliśmy
obok kilku żołnierzy, którzy znudzeni nawet do końca nie skojarzyli kto obok
nich przebiegł. Byliśmy już na zewnątrz, a pościg był coraz liczniejszy.
Skręciliśmy w wąskie schody wykute w skale, prowadzące na górę. Znaleźliśmy się
w mieście i pędząc lawirowaliśmy po wąskich uliczkach. Kamienice obok których
przebiegaliśmy zbudowane były z okrągłych kamieni połączonych betonem. Jeszcze
kilka skrętów, schody do góry i znaleźliśmy się na tarasie, na którym urządzona
była kawiarnia. Szybko przysiedliśmy się do czyjegoś stolika i zaczęliśmy
konwersację. Zadyszani ochroniarze przebiegli dalej nie zwracając na nas uwagi.
Fortel się udał. Spojrzałem w niebo i nagle sobie uświadomiłem, że znajdujemy
się na księżycu jakiejś obcej planety.
Nad Nami przeleciały jakieś roboty.
Znaleźliśmy się na pokładzie jakiegoś statku. Sam kapitan oprowadzał Nas po
pokładzie. Zobaczyliśmy mostek, w którym panował nieład, maszynownię oraz
kajuty, w których spotkaliśmy moje koleżanki. Wyszliśmy na pokład i oparliśmy
się o barierki. Delikatna bryza schładzała Nam twarze. Płynęliśmy wolno wąskim
kanałem. Nagle kanał się skończył, a statek poruszał się dalej, przeraźliwie
drapiąc nawierzchnię ulicy.
Okropny dźwięk zdzieranej masy metalu był nie do
wytrzymania. Zakryłem uszy, a po chwili byłem już u mojej babci. Razem z
siostrą obierałem ziemniaki na obiad. Wyrzuciłem stos obierek do kosza i
zaniosłem worek ze śmieciami do zsypu. Gdy wróciłem do mieszkania, na kanapie
dostrzegłem kostium żaby. Siostra powiedziała, że to męża. Wyszedłem z pokoju i
przechodząc przez przedpokój dostrzegłem w lustrze odbicie dziadka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz