niedziela, 16 października 2011

Cthulhu


Siedzę w wagonie na drewnianej ławce. Jest twarda i niewygodna. Do mych uszu dobiega rytmiczny i miarowy stukot żeliwnych kół i charakterystyczny dźwięk pracy parowej lokomotywy, ciągnącej cały skład. Na zakrętach mogłem dostrzec jej lśniące w słońcu chromowane elementy i wielkie obłoki pary. Za oknem rozciąga się przepiękny widok na ocean. Jedziemy na krawędzi wysokiego klifu. Po drugiej stronie przemyka niekończący się ciąg kamienic w pastelowych kolorach. Ich dachy wykończone są w nietypowy sposób. Są to blanki, takie jak na murach obronnych,  z tą różnicą, że są zaokrąglone na krawędziach. Przypominają przez to dziecięce rysunki. Zbliżamy się do tunelu zagłębiającego się w ogromną skalistą górę. Po pewnym czasie dojeżdżamy do stacji kolejowej skrytej głęboko w jej wnętrzu. Jedyna droga prowadzi przez wąski tunel do monumentalnego pomieszczenia.  W chwili, gdy się w nim znalazłem, zaparło mi dech w piersiach. Podłogę pokrywają duże eleganckie kwadraty z ciemnoszarego betonu. Upstrzona jest licznymi pasami i wysepkami zieleni, oraz równo przystrzyżonymi drzewkami owocowymi. Liczne ławki nadają pomieszczeniu niemal parkowy charakter. Spoglądając w górę dostrzegam szklany dach, niczym w wiktoriańskiej palmiarni, przez który wpada naturalne jasne światło słoneczne. Znajduje się niespodziewanie wysoko, bo niemal kilometr nade mną. Ściany to naturalnie postrzępiona grafitowa skała. Moją uwagę przykuwa jedna ze ścian, która jest czymś w rodzaju ogromnego akwarium z krawędziami płynnie zatapiającymi się w pozostałe skalne ściany. Podobnie jak całe pomieszczenie, jest ogromne i sięga niemal sklepienia. Jednolita tafla szkła może mieć nawet kilkanaście metrów grubości. Kilkadziesiąt metrów za szkłem wyrastają z piaszczystego dna, grube jak najstarsze dęby, stalowe kolumny krat. Owinięte są grubymi linami przez co z daleka przypominają ogromną sieć. Zaintrygowany podszedłem do akwarium i nagle podpłynęło największe stworzenie jakie kiedykolwiek widziałem. 


Było humanoidalne i miało ponad sto metrów wysokości. Stanęło na potężnie umięśnionych łapach zakończonych pazurami. Dłońmi złapało za kraty. Palce miały okrągłe zwieńczenia jak u żab, a pomiędzy nimi były błony. Stworzenie pokryte było grubymi łuskami w bardzo ciemnym, niemal czarnym odcieniu zieleni. Ogromny, potężny ogon niczym u aligatora wił się niecierpliwie. Z twarzy wyrastał gąszcz macek. Każda wydawała się żyć własnym życiem i poruszać niezależnie. Lecz najbardziej przerażające były oczy. Ogromne, lśniące i ciemne jak najmroczniejsza otchłań. Miałem wrażenie, że wpatrują się prosto we mnie. Budziły we mnie nieopisane wręcz przerażenie. Wydawały się przekazywać potężny strumień negatywnych emocji takich jak wściekłość i chęć zemsty za uwięzienie i poniżenie. Miałem wrażenie, że podstępnie próbuje wkraść się do mego umysłu i musiałem włożyć wiele wysiłku by oderwać od nich wzrok. Po chwili dostrzegłem, że kolos nie jest sam. Było tam więcej stworzeń, które wyglądały tak samo. Wyłaniały się z odległego mroku płynąc szybko i zwinnie. Kończyny miały złożone wzdłuż tułowia i płynęły wijąc się w prawo i lewo. Główną siłą ich napędu był potężny ogon, który poruszał się rytmicznie i stanowił przedłużenie ruchów tułowia. Najbardziej niezwykłe wydało mi się to, że tylko ja zwracałem uwagę na te stwory. Inni ludzie czytali gazety, siedząc na ławkach lub spacerowali powoli i nonszalancko, jakby widok tych groteskowych stworów nie był dla nich niczym dziwnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz