Cała rodzina zjechała się do babci na jakąś okolicznościową
imprezę. Był obowiązkowy poczęstunek. Siostra wyszła na balkon i zwinęła białą płócienną
markizę, która łopotała na wietrze niczym żagiel. Wszyscy zbierali się do wyjścia.
Babcia odciągnęła mnie dyskretnie na bok i konspiracyjnie poprosiła, abym
kiedyś przyszedł do niej i pomógł posprzątać mieszkanie.
Następnie zaprowadziła
mnie do piwnicy. Coś przycisnęła i otworzył się ukryty tunel. Pomachała mi na pożegnanie i wróciła do
mieszkania. Tunel był wąski i ciemny. Wyprowadził mnie na zewnątrz budynku. Odnalazłem
nasze auto, w którym już usadowiła się większa część rodziny. Niestety nie było
już dla mnie miejsca. Ojciec wzruszył
jedynie ramionami i odjechali. Podszedłem do kuzyna i jego narzeczonej. Stali
pod drzewami razem z Nią. Złapałem Ją delikatnie za dłoń i przytuliłem czule.
Też byli w podobnej sytuacji co ja. Deficyt wolnych miejsc w aucie ich też nie
ominął. Po chwili podjechała koleżanka jeszcze z czasów licealnych i krzyknęła,
że mamy wsiadać i z chęcią nas podrzuci. Ruszyła z piskiem opon na biegu
wstecznym, niemal natychmiast osiągając zawrotną prędkość. Tuż przed wyjazdem z
parkingu zawróciła niemal w miejscu o 180 stopni i kontynuowała szaloną jazdę
już przodem. Dryftem ominęła rodzinę z dzieckiem i psem. Wysadziła nas przy
jednej z głównych ulic i pomknęła dalej. Jakaś kobieta spytała mnie o drogę,
więc jej ją wskazałem.
Szliśmy dalej wzdłuż alei, aż dostrzegłem boczną
uliczkę, której nie powinno być w tym miejscu. Nigdy jej tam nie było.
Weszliśmy w nią. Była tam duża brama miejska, zbudowana z czerwonej cegły, z
wrotami na wpółotwartymi. Nad bramą umieszczony był herb miasta.
Gdy
przeszliśmy bramę, naszym oczom ukazała się wielka katedra, pokryta mozaiką w szarości,
czerni i bieli. Po bokach miała dwie kwadratowe wysokie wieże. Uchyliłem
ogromne wrota okute ciemną stalą. We wnętrzu panował ogromny przepych. Ściany
zdobiły liczne ornamenty i płaskorzeźby pokryte złotem. Sklepienia dekorowały
freski wykonane z niezwykłą starannością i pieczołowitością.
Lecz coś mi nie
pasowało. Rzeźby i zdobienia były jakieś dziwne. Po lewej stronie głównej nawy
była rzeźba przedstawiająca kaczkę, która była trzymana przez tukana, który z
kolei przytrzymywany był przez świnię. Wykonana była z ciemnego, wypolerowanego
drewna. Świątynia swym bogactwem przypominała włoskie bazyliki. Czułem aż
rażący przesyt złotego blasku. Za główną nawą była kolejna, równie długa lecz węższa. W
miejscu, gdzie powinien znajdować się ołtarz był wysoki tron. Siedział na nim ogromny
posąg, przedstawiający postać mężczyzny ubranego w garnitur z głową kozła.
Rozbrzmiewała w nim dziwna muzyka. Epicki podniosły chór. Głosy kobiece
przeplatały się z męskimi. Towarzyszyła im niemal cała orkiestra. Powtarzające
się fragmenty, śpiewane po łacinie, niemal wprowadzały w trans. Poszliśmy do
przodu mijając rzędy ławek wypełnione wiernymi. W jednym z pierwszych rzędów
czekała już rodzina, która zajęła nam miejsca...
http://www.youtube.com/watch?v=hFxB2NErJeU
http://www.youtube.com/watch?v=hFxB2NErJeU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz