Istota
Odległa przyszłość. Znajdowałem się na pokładzie dużego
statku kosmicznego, bardzo daleko od Ziemi. Powierzono mi ważne zadanie
zbadania tajemniczego, acz małego przedmiotu, który został odnaleziony w
przestrzeni kosmicznej. Wyglądał jak maleńki kryształ. Podłączyłem do niego skomplikowaną
aparaturę badawczą i dziesiątki czujników. Doszedłem do wniosku, że jest to
jakieś urządzenie, a po wielu próbach udało mi się je uruchomić. Momentalnie
rozbłysło milionami drobniutkich światełek, tworzących skomplikowane wzory i
struktury, wypełniając całą przestrzeń wokół mnie. W pewnym momencie wszystko
rozbłysło. Minimalnie się rozszerzyło, a potem w jednej chwili skurczyło do pojedynczego
punktu.
Urządzenie pochłonęło całą energię statku, który pogrążył się w
ciemnościach. Po chwili zapaliły się diodowe światła awaryjne, które emitowały
minimalną ilość światła. Najpierw zobaczyłem kontury pomieszczenia badawczego i
jego wyposażenia, a po chwili dostrzegłem lewitujący przede mną przezroczysty
sześcian. Zrobiony był z substancji przypominającej zwykłą wodę. Jego powierzchnia
delikatnie falowała, a sam obiekt bardzo wolno się obracał. Po chwili w jego
wnętrzu pojawił się wir.
Wypłynęła z niego ciemnoczerwona gęsta substancja i
dość szybko zastąpiła tą pierwotnie przezroczystą. Sześcian zaczął pulsować.
Teraz odniosłem wrażenie, że to żywa istota. Dotknąłem go. Nie spodziewałem się
tego co nastąpi. W mgnieniu oka znalazłem się w zupełnie innym miejscu.
Leżałem w wielkim
łożu wyściełanym jedwabną pościelą, a nade mną był pięknie zdobiony starannie
wyhaftowanymi wzorami, baldachim. Pomieszczenie w którym się znalazłem było
okrągłe, a łoże w którym leżałem okazało się być jednym z wielu. Wszystkie były
umieszczone tuż przy ścianach i skierowane "nogami" do centralnej
części pomieszczenia, tworząc okrąg. Na śnieżnobiałych ścianach wisiały
misternie wykonane gobeliny. W kilku miejscach znajdowały się otwory pełniące
funkcję okien. Po ich odległości od krawędzi wnioskowałem, że mury muszą mieć
ponad metr grubości. Wpadało przez nie jasne światło, słyszałem też cichy,
kojący szelest drzew i śpiew ptaków. Powietrze w pomieszczeniu było świeże i
rześkie. Czułem się bezpieczny i odprężony.
Na samym środku pomieszczenia wiły
się w dół spiralne, szerokie, kamienne schody. Teraz już byłem pewien, że
znajduję się na szczycie jakiejś wieży. Ktoś wchodził po schodach. Słyszałem
kroki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz