Byłem w eleganckim i futurystycznie wyglądającym klubie. W
detalach wystroju znajdowało się dużo szklanych i aluminiowych elementów.
Siedziałem przy stoliku z jakimś kolegą. Przyszedł mój szwagier i powiedział,
że ten kolega jest jego kuzynem. Przyprowadził ze sobą też ojca tego kolegi.
Okazało się, że jest artystą malarzem. Miał długie siwe włosy i brodę.
Przyniósł ze sobą nawet kilka obrazów.
Były to jakieś abstrakcje złożone z
intensywnie kolorowych linii, bardzo silnie ze sobą kontrastujących. Po chwili
do klubu przyszedł mój przyjaciel wraz z kilkoma koleżankami. Nagle padł pomysł
by nakręcić jakiś film. Wyszliśmy na zewnątrz w poszukiwaniu ciekawych miejsc,
które miały pełnić funkcję scenografii. Wsiedliśmy do dziwnego latającego
pojazdu i lecieliśmy nad rzeką. Minęliśmy ciekawe industrialne budynki z czerwonej
cegły, a następnie stary gotycki kościół. Wylądowaliśmy przy starym,
opuszczonym dworku zbudowanym w stylu secesyjnym.
Gdzieś daleko zobaczyliśmy
latający radiowóz policyjny, ale poleciał dalej. Zaczęliśmy zwiedzać dworek.
Wszystkie meble były pokryte grubą warstwą kurzu i pajęczynami. Usłyszeliśmy
coś na zewnątrz. Spojrzeliśmy przez okno i zobaczyliśmy zbliżające się hordy
zombich. Poruszały się wolno, co niektórzy gubili po drodze kończyny, a mimo to
brnęli dalej w naszą stronę. Zabarykadowaliśmy się. Koleżanka dała mi rewolwer.
Postanowiłem udać się na tyły budynku i wyjść na zewnątrz. Przebiegłem może z
kilometr i zostałem otoczony przez chłopów z widłami. Były wśród nich także
dzieci, chude i zaniedbane. Dostrzegłem spadającą bombę i krzyknąłem do chłopów,
żeby uciekali i się ukryli. Sam pobiegłem za kontener. Pobiegł za mną jakiś
chłopiec. Krzyknąłem by padł na ziemię i przykryłem go własnym ciałem.
Zobaczyłem w oddali wybuch. Był bardzo potężny. Ziemia się zatrzęsła.
Kolumna
jasnoszarego dymu wzbiła się w niebo, a następnie jakby wywinęła na zewnątrz,
tworząc coś na wzór grzyba. Tuż przy ziemi natomiast rozprzestrzeniał się
pierścień pyłu z zawrotną prędkością.
Zamknąłem oczy i przeczołgałem się dalej za kontener, tak by
jak najskuteczniej ukryć się przed falą uderzeniową. Nie był to wybuch
nuklearny, ale potężny ładunek konwencjonalny, inaczej bym oślepł w chwili
wybuchu. Otrzepałem się z pyłu, a ocalony chłopiec uciekł. Pobiegłem w stronę
lasu. Tam zaatakowały mnie mutanty, dziwnie zdeformowani ludzie, niektórzy z
cechami zwierzęcymi. Mieli improwizowaną broń.
Jakieś oszczepy z zardzewiałymi
metalowymi elementami przywiązanymi sznurkiem. Jeden miał nawet pistolet, tylko
wyglądał jakby był pochodzenia biologicznego. Strzelałem do nich z rewolweru.
Jakiś mutant który przypominał kruka sfrunął na mnie z drzewa. Już chciał wbić
we mnie swój okazały dziób, gdy uratowała mnie
jakaś skąpo ubrana kobieta.
Odstraszyła pozostałe stwory i powiedziała, że jest androidem. Wyjaśniła także,
że jej wygląd jest zasługą zewnętrznych procesorów graficznych i pokazała kilka
innych swoich oblicz.