Słońce chyliło się ku zachodowi oświetlając obce mi budynki
pomarańczowym światłem. Cienie wysokich, zbudowanych na planie kwadratu bloków
i kamienic, niepokojąco się wydłużały. Nie byłem w stanie rozpoznać miasta, ale
dostrzegłem znajomą, brodatą twarz. Razem z kolegą skierowaliśmy swe kroki w
kierunku najdziwniejszego z budynków. Miał kopulasty kształt i zbudowany był z
solidnej stali o czerwonej barwie. Po naciśnięciu przycisku, z sykiem rozsunęły
się solidne drzwi.
Była to winda, którą zjechaliśmy w dół. Po ponownym rozwarciu
się drzwi, ukazała się nam przestronna, okrągła sala, w której odbywała się
właśnie impreza w stylu lat osiemdziesiątych. Z głośników dobiegała muzyka
Depeche Mode. Kolega natychmiast zintegrował się z roztańczonym tłumem. Ja
natomiast dostrzegłem kilka futurystycznych biurek na środku pomieszczenia.
Zbliżając się dostrzegłem na nim liczne przyciski, joysticki i pokrętła.
Był także spory ekran na którym poruszały się
symboliczne wizerunki latających spodków. Wszyscy myśleli,
że to jakaś gra komputerowa.
Na sprawiającym wrażenie bardzo komfortowego
fotelu, leżał hełm. Włożyłem go na głowę i wygodnie zasiadłem przy konsolecie. Nagle
wszystko jakby ożyło. Rozświetliły się przyciski, zapaliły światła, a całe
pomieszczenie uniosło się o kilka metrów do góry niczym winda. Na półprzezroczystym wizjerze w hełmie pojawiły
się różne symbole, parametry, a przy prawym skraju mojego pola widzenia
dostrzegłem schematyczny rysunek robota.
Nastąpiło zbliżenie na jego głowę.
Schematyczny, okrągły, podświetlony na czerwono dysk zacumował w miejscu, gdzie
u człowieka znajdowałby się mózg. Przed sobą dostrzegłem dwa wielkie okna rozstawione
niczym oczy. Za grubym szkłem dostrzegłem jedynie warstwy ziemi. Wszyscy
imprezowicze usiedli na podłodze w niemym oczekiwaniu. Całą konstrukcje
przeszył potężny wstrząs. Miałem wrażenie, że piasek za panoramicznymi bulajami
zaczyna się przesuwać, ale symboliczne informacje na wyświetlaczu wskazywały,
że to my się wznosimy.
Po chwili przebiliśmy się przez ziemię. Przez chmurę
gleby dostrzegłem zarysy miasta, które szybko zaczynało maleć. Horyzont zaczął się
zaokrąglać. Wlecieliśmy w chmury, a następnie niebo pociemniało. Ukazał nam się
bezkresny kosmos, a ziemia się oddalała. Weszliśmy na jej orbitę. Po chwili
zbliżyły się do nas trzy, srebrzyście lśniące, latające spodki. W jakiś sposób
udało mi się wyczuć płynące od nich emocje. Był to paniczny strach i niepewność.
Jeden z nich wystrzelił rakietę w naszym kierunku. Pomyślałem o zniszczeniu jej
i z naszego pojazdu wystrzeliła jasna wiązka energii, która ją zniszczyła.
Kolejną reakcją obcych pojazdów było wysunięcie się działek. Nie chciałem
niszczyć tych spodków. Nie czułem do nich wrogości. Wiązką energii udało mi się
uszkodzić ich broń. Wycofali się pozostawiając za sobą jedynie świetlistą smugę
zjonizowanego gazu w skrajnej warstwie ziemskiej atmosfery. Postanowiłem
wylądować. Przeprowadziłem nasz pojazd przez atmosferę i bardzo niezdarnie
zbliżyłem się do powierzchni Ziemi, karczując sporą połać gwatemalskiej
dżungli.
Wysiadłem i dopiero wtedy zobaczyłem wielkie, metalowe cielsko
przypominające robota. Miał humanoidalny kształt, był czerwony i ciągle jeszcze
rozgrzany po przejściu przez atmosferę. W oddali zobaczyłem wzgórze wznoszące
się ponad linię drzew. Po przedarciu się przez dżunglę, dotarłem do niego.
Patrząc na nie z bliska zobaczyłem kamienną piramidę pokrytą zielonym mchem.
Udało mi się odnaleźć wejście. Wszystkie kosztowności dawno zostały zrabowane.
Pozostały natomiast liczne piktogramy na ścianach. Co dziwne potrafiłem je
odczytać. Były to liczne przepowiednie. Nie pamiętam ich treści, ale część z
nich była datowana nawet na siódme tysiąclecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz