piątek, 27 lipca 2012

Atak zombich i mutantów


Byłem w eleganckim i futurystycznie wyglądającym klubie. W detalach wystroju znajdowało się dużo szklanych i aluminiowych elementów. Siedziałem przy stoliku z jakimś kolegą. Przyszedł mój szwagier i powiedział, że ten kolega jest jego kuzynem. Przyprowadził ze sobą też ojca tego kolegi. Okazało się, że jest artystą malarzem. Miał długie siwe włosy i brodę. Przyniósł ze sobą nawet kilka obrazów. 
Były to jakieś abstrakcje złożone z intensywnie kolorowych linii, bardzo silnie ze sobą kontrastujących. Po chwili do klubu przyszedł mój przyjaciel wraz z kilkoma koleżankami. Nagle padł pomysł by nakręcić jakiś film. Wyszliśmy na zewnątrz w poszukiwaniu ciekawych miejsc, które miały pełnić funkcję scenografii. Wsiedliśmy do dziwnego latającego pojazdu i lecieliśmy nad rzeką. Minęliśmy ciekawe industrialne budynki z czerwonej cegły, a następnie stary gotycki kościół. Wylądowaliśmy przy starym, opuszczonym dworku zbudowanym w stylu secesyjnym. 
Gdzieś daleko zobaczyliśmy latający radiowóz policyjny, ale poleciał dalej. Zaczęliśmy zwiedzać dworek. Wszystkie meble były pokryte grubą warstwą kurzu i pajęczynami. Usłyszeliśmy coś na zewnątrz. Spojrzeliśmy przez okno i zobaczyliśmy zbliżające się hordy zombich. Poruszały się wolno, co niektórzy gubili po drodze kończyny, a mimo to brnęli dalej w naszą stronę. Zabarykadowaliśmy się. Koleżanka dała mi rewolwer.
 Postanowiłem udać się na tyły budynku i wyjść na zewnątrz. Przebiegłem może z kilometr i zostałem otoczony przez chłopów z widłami. Były wśród nich także dzieci, chude i zaniedbane. Dostrzegłem spadającą bombę i krzyknąłem do chłopów, żeby uciekali i się ukryli. Sam pobiegłem za kontener. Pobiegł za mną jakiś chłopiec. Krzyknąłem by padł na ziemię i przykryłem go własnym ciałem. Zobaczyłem w oddali wybuch. Był bardzo potężny. Ziemia się zatrzęsła.
 Kolumna jasnoszarego dymu wzbiła się w niebo, a następnie jakby wywinęła na zewnątrz, tworząc coś na wzór grzyba. Tuż przy ziemi natomiast rozprzestrzeniał się pierścień pyłu z zawrotną prędkością.
Zamknąłem oczy i przeczołgałem się dalej za kontener, tak by jak najskuteczniej ukryć się przed falą uderzeniową. Nie był to wybuch nuklearny, ale potężny ładunek konwencjonalny, inaczej bym oślepł w chwili wybuchu. Otrzepałem się z pyłu, a ocalony chłopiec uciekł. Pobiegłem w stronę lasu. Tam zaatakowały mnie mutanty, dziwnie zdeformowani ludzie, niektórzy z cechami zwierzęcymi. Mieli improwizowaną broń. 
Jakieś oszczepy z zardzewiałymi metalowymi elementami przywiązanymi sznurkiem. Jeden miał nawet pistolet, tylko wyglądał jakby był pochodzenia biologicznego. Strzelałem do nich z rewolweru. Jakiś mutant który przypominał kruka sfrunął na mnie z drzewa. Już chciał wbić we mnie swój okazały dziób, gdy uratowała mnie 
jakaś skąpo ubrana kobieta. Odstraszyła pozostałe stwory i powiedziała, że jest androidem. Wyjaśniła także, że jej wygląd jest zasługą zewnętrznych procesorów graficznych i pokazała kilka innych swoich oblicz.

2 komentarze:

  1. Czasami, a raczej zawsze ,chciałabym wiedzieć, skąd biorą się takie sny...

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasze umysły nieustannie rejestrują wszystko co nas otacza. Na miliony bodźców jesteśmy świadomi w danej chwili może kilkunastu. Podejrzewam, że podczas snu nasz umysł próbuje sobie to wszystko jakoś poukładać i uporządkować. Fascynujące jest to, że możemy podglądać ten proces. Co dziwne kilka dni po tym śnie spotkałem malarza i obejrzałem film Resident Evil Afterlife, a wyboru filmu dokonał kolega. Dodatkowo kilka dni temu moja koleżanka została Zombie na Zombie Walk :)

    OdpowiedzUsuń