Znalazłem przejście między garażami, kilka kilometrów od
domu. Dokonałem też dziwnego odkrycia. W głąb lądu wdarło się morze i wąskim
kanałem połączyło się z jeziorem w dolinie. Nie byłoby to aż tak bardzo dziwne,
gdyby nie to, że morski brzeg powinien być oddalony od tego miejsca o ponad sto
kilkadziesiąt kilometrów. Plaża cała była czarna.
Widziałem też kikuty
spalonych budynków wystające z ziemi i straszące swą zwęgloną czernią.
Podchodząc bliżej dostrzegłem, że to co uważałem wcześniej za ciemną ziemię,
było w rzeczywistości czarnym, ostrym szkliwem. Szedłem boso i pokaleczyłem
sobie stopy. Co jakiś czas przechodziłem obok otworów w ziemi, które zostały
przykryte zbrojonymi, trochę
nadkruszonymi, betonowymi płytami. Tuż przy wodzie
leżała Ona. Chyba spała, ale była osmalona i mokra. Gdy do Niej podszedłem,
okazało się, że jest gorąca. Rozglądając się dookoła zobaczyłem, że znajdujemy
się w samym centrum krateru...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz