piątek, 18 listopada 2011

Sny


Sen. Niezwykły, intymny świat, w którym opuszcza nas świadomość, gdzie przeszłość łączy się z teraźniejszością (i przyszłością?). Władzę w nim przejmują wspomnienia, pragnienia, lęki i pewien mistyczny pierwiastek tajemnicy. Wszystkie razem się kotłują w szalonej walce o pierwszeństwo i dominację. Efekty są przeróżne. Budzą strach i przerażenie, koją, bawią i zaskakują. Czasem tworzą nielogiczny i niespójny zlepek, a czasem są zadziwiająco liniowe, tworząc całkiem logiczną historię. Niekiedy mam dziwne wrażenie jakbym wszedł w czyjś umysł i zyskał dostęp do całej wiedzy. Wiem wszystko o świecie, który mnie otacza. Tak było np. we śnie, który nazwałem "Diamenty". Wiedziałem o korporacjach, o technologiach, o sposobie życia społeczeństw, o swoim miejscu w tym "świecie". Wszystko wydawało się jasne, logiczne i oczywiste.
Odkąd spróbowałem zapisywać swoje sny, zacząłem częściej je pamiętać. Możliwe, że ma na to wpływ gwałtowność wybudzenia. Często się zdarzało, że pies się rozszczekał, lub ktoś niespodziewanie wtargnął do mojego pokoju. Nie wiem czy wcześniej nie miewałem snów, czy tylko ich nie pamiętałem. Budząc się pamiętam zazwyczaj ostanie chwile snu. Potem napływają dopiero wcześniejsze wspomnienia i staram się je zapisać w formie ogólnych haseł. Gdy potem je czytam, zaczynają napływać dokładniejsze wspomnienia, a nawet odczuwane uczucia.

Od ostatniego wpisu znowu nie pamiętam snów...

Za to znalazłem taki artykuł:
 


poniedziałek, 14 listopada 2011

Bunkier


Zszedłem do piwnicy. Szukałem jakiegoś wejścia do nieokreślonego czegoś. Pomimo usilnych starań i poszukiwań nie mogłem go znaleźć. Przechodząc korytarzem widziałem masy ludzi, którzy również bezskutecznie szukali. Wyszedłem na powierzchnię. Przeszedłem obok cmentarza, a potem między blokami zbudowanymi na bazie kwadratu. Spotkałem grupkę moich przyjaciół. Dalej szliśmy już razem. Jeden z kolegów zaproponował, byśmy poszli inną drogą, bo chce zrobić zdjęcie. Wyjął telefon komórkowy i sfotografował jakieś podwórko.
Czekając aż skończy dreptaliśmy niecierpliwie po okolicy. Kopnąłem jakąś dyktę leżącą na trawniku. Pod nią nieoczekiwanie znalazło się betonowe wejście pod ziemię. Surowe betonowe schody, na których walały się śmieci, zaprowadziły nas do starego bunkra. Panował tam ład i porządek. Przy ścianach stały solidne, drewniane, antyczne szafy, zdobione ornamentami. Były też gablotki i stoły, a na podłodze dywan. Na stole znalazł się stosik jednorazowych wkładów do ekspresu z różnymi rodzajami kaw. Ku mojemu zaskoczeniu, przyjaciele zaczęli plądrować pomieszczenie. Wkładali kawowe wkłady do kieszeni i przeglądali pozostałe szafki.
Zwróciłem im uwagę, że tak nie można, że to kradzież. Na to jeden z kolegów spytał się czy mam rękawiczki. Sprawdziłem kieszenie i po chwili podałem swoje czarne, skórzane rękawice. Próbował je założyć, ale były dla niego za małe. Podarły się na strzępy. Przeprosił i wrócił do dalszego plądrowania, znajdując paczkę chipsów. Nie chcąc uczestniczyć w tym niecnym procederze, wybiegłem na zewnątrz. Zobaczyłem Ją. Szła alejką w moim kierunku. Podszedłem do Niej...

środa, 9 listopada 2011

Rozerwany na strzępy




Słyszałem dźwięk spadającej bomby. Uderzyła w budynek powodując silny wstrząs i hałas. Po chwili usłyszałem piszczenie. Było coraz szybsze. Bip... bip.. bip. Instynktownie chwyciłem psa pod pachę i rzuciłem się skulony pod stół, otulając psa swoim ciałem. Nastąpił wybuch, zostałem rozerwany na drobne kawałki. 


Obudziłem się i miałem chwilowe uczucie jakbym spadał. Czasami mi się to zdarza. Przez kolejną godzinę nie mogłem zasnąć.



Przepłynąłem statkiem wycieczkowym przez jezioro. Zaraz przy przystani zaczynał się szlak. Biegł przez las, a potem zaczął się wspinać coraz wyżej po wzgórzu. Na wysokości, gdzie zaczynały się pojawiać skały, a zbocze stało się bardzo strome, znajdowała się konstrukcja zbudowana z drewnianych bali. Tworzyła coś w rodzaju drewnianego rusztowania niczym wąż oplatającego górę.
Jedyna droga prowadziła tamtędy. Drewniane okrągłe kłody trzeszczały przeraźliwie, gdy po nich stąpałem. Silny wiatr wprawiał całą konstrukcję w drganie i wzmagał niepokój. Na końcu wijącej się drogi znajdował się szyb prowadzący pionowo w dół. Wyłaniała się z niego drewniana kabina windy przypominająca nieco klatkę. Zjechałem nią i znalazłem się w sali z tarasem widokowym. Znajdowali się tam liczni turyści, którzy też przebyli tą trasę. Każdy miał dostać coś dobrego w nagrodę. 
Tęga kobieta w średnim wieku, ubrana w fartuch zbierała zamówienia. Wszyscy mówili w dziwnie szorstko brzmiącym języku. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc spróbowałem powtórzyć to co powiedział mężczyzna siedzący obok mnie. Po chwili dostałem biszkoptowe ciasto z kremem i owocami...




poniedziałek, 7 listopada 2011

Otchłań


Unosiłem się w morskiej otchłani. Kilka metrów pode mną znajdował się aparat tlenowy, z którego niemrawo ulatniały się bąbelki powietrza. Nie potrzebowałem go. Otoczony wodą czułem się dziwnie spokojny i nieważki. Nagle znalazłem się na jakimś starym opuszczonym lotnisku. Z zabudowań zostały tylko ruiny. Czas i zmienne pory roku rozsadziły betonowe konstrukcje, a tym co z nich zostało, zajęły się rośliny. Bezkresne morze traw, falujące na wietrze, pokryło pas startowy. 
Między źdźbłami dostrzegłem setki, wysoko skaczących,  małych zielonych żab. Polowały na nie ogromne czarne ropuchy, całe pokryte brodawkami i ociekające śluzem. Idąc przed siebie, dotarłem do bardzo starej willi, w której mieszkałem. Był tam kolega, który miał jakieś absurdalne pretensje. Spokojnie mu wszystko wytłumaczyłem. Zaczął mnie przesadnie przepraszać. Do pokoju weszła półnaga, młoda, łysa kobieta. Była szczupła i wysoka, choć jej postawa była nieco przygarbiona. 
Piersi miała małe i spiczaste, a całe ciało pokryte misternymi tatuażami. Ubrana była jedynie w ciemną, przewiewną spódnicę. Twarz miała poważną i nie zdradzającą żadnych emocji. Była jakąś kapłanką i nigdy się nie odzywała. Gestem wskazała koledze drogę i zaprowadziła go do drzwi. Tuż przy wejściu do pokoju wisiały dwa duże, ponad dwumetrowe obrazy. Na tym po prawej od drzwi była czarnobiała postać Nosferatu. Co dziwne, miała małą kępkę kręconych włosów na czubku głowy. Po lewej stronie znajdował się obraz przedstawiający dziecko-cyklopa. Oko umiejscowione po środku czoła było szeroko otwarte z przerażenia. Na zamrożonej scenie można było dostrzec, że chłopiec cofając się potrącił mały stolik.
Była na nim czaszka, stara księga i kieliszek czerwonego wina, który się zachybotał. Z lewej strony obrazu, z ciemności wyłaniało się wielkie, przekrwione oko.  Obraz trochę poczerniał ze starości, a kolory nieco wypłowiały. Przeszedłem obok tych dzieł sztuki i wszedłem do pokoju. Znalazłem tam 7 kolejnych obrazów. Bez wątpienia były to Jej obrazy. Razem tworzyły serię. Wszystkie namalowane były w bladoniebieskich odcieniach w dość surrealistyczny sposób. Na większości z nich pojawiały się różne kobiece postacie, ale ostatni się wyróżniał. 
Przedstawiał starą kamienicę i równie stare auto, z białą oponą zapasową z boku. Namalowany był niezwykle starannie, z dbałością o wszystkie szczegóły... 

czwartek, 3 listopada 2011

Skrzynka piwa

Byłem w kościele. Msza dobiegała już końca. Ksiądz rozdawał komunię świętą. Ustawiłem się w kolejce. Gdy połowa wiernych została obsłużona, kapłan niespodziewanie oświadczył, że bardzo mu przykro, ale hostia się skończyła, a wszystko jest spowodowane szalejącym kryzysem. Obok mnie przebiegła jakaś dziewczynka z opłatkiem w dłoniach. Potknęła się i wypadł jej na ziemię. Zrezygnowany wyszedłem z kościoła i minąłem stragan, na którym jakaś kobieta sprzedawała płatki róż i kosmetyki. 
Dotarłem na jakąś domówkę w starej kamienicy. Impreza zupełnie się nie kleiła i nikogo tam nie znałem. Opuściłem lokal i udałem się przed siebie. Przechodząc obok pętli tramwajowej, chciałem do kogoś zadzwonić przez telefon komórkowy, ale nie miałem zasięgu. Spotkałem swojego przyjaciela. Przeszliśmy kawałek. Z naprzeciwka szła ciemnowłosa dziewczyna o ciemnej karnacji, ubrana w białą bluzkę. Zatrzymała się i spojrzała na mojego przyjaciela. Nagle się rozpłakała, raptownie się obróciła i zaczęła uciekać. Kontem oka dostrzegłem złowieszczy uśmiech w kąciku jej ust. Przyjaciel ruszył w pogoń za nią. Próbowałem ich gonić, ale straciłem ich z oczu, gdy wpadli w tłum. 
Była to ogromna masa ludzi, którzy wychodzili ze stadionu. Przepychałem się między nimi idąc pod prąd. Po dłuższej chwili dostrzegłem przyjaciela, który siedział na dużym kamieniu z podbitym okiem. Nie chciał nic mówić. Poszliśmy więc dalej w milczeniu. Spotkaliśmy moją siostrę. Powiedziała, że właśnie zakłada swój biznes. Chce otworzyć sklep typu wszystko za 1 zł i właśnie idzie do urzędu spytać się o podatki. Zestresowana udała się w kierunku klockowatego, brzydkiego budynku. Wsiadłem wraz z przyjacielem do auta. Powiedział, że musimy na chwilę zboczyć z drogi, bo ma jakiś interes do zrobienia. Skręciliśmy w gruntową leśną drogę. Po kilku zakrętach, zobaczyliśmy skrzynkę piwa leżącą na środku drogi przed nami. 
Zahamował gwałtownie. Ku naszemu zdziwieniu, przednia oś auta wraz z kołami, oderwała się od karoserii i potoczyła przed siebie kompletnie dewastując bezpańską skrzynkę piwa. Wybuchliśmy śmiechem, a przyjaciel powiedział: "Od dziś nie piję"... 

środa, 2 listopada 2011

Diamenty

Lecieliśmy prywatnym odrzutowcem ponaddźwiękowym. Za oknem rozpościerał się widok na bezkresne morze śnieżnobiałych obłoków, które przypominały leniwie dryfujące, lodowe góry. Obniżyliśmy lot i zanurzyliśmy się w chmurze niczym w mleku. Po chwili byliśmy już pod nią i mogliśmy podziwiać cel naszej podróży. 
Zobaczyliśmy Edynburg. Wyglądał jak większość współczesnych  miast. Był podniszczony i zaniedbany. W miejscu gdzie kiedyś był park Holyrood i góra, z której według legend spoglądał kiedyś sam Król Artur, wyrósł gigantyczny superwieżowiec. Miał niemal dwa kilometry wysokości, szklana fasada odbijała słoneczne światło. Większość mieszkańców przeniosła się do niego. 
Był całkowicie samowystarczalny. Ludzie tam pracowali, spali, mieszkali i odpoczywali. Powstał w miejscu szybu kopalnianego. Najpierw odnaleziono złoże węgla, a potem diamentów. Po tym jak odkryto nowy supermateriał, który jest pochodną diamentów i innych złożonych substancji, świat całkowicie się zmienił. Zapanowała diamentowa gorączka. Substancja ta stała się podstawą do budowy megapotężnych procesorów o mikroskopijnych rozmiarach. Nośniki danych z niej zrobione, przypominające holograficzne kryształy, mogły pomieścić niemal nieskończoną ilość danych. Substancję wykorzystywano także do tworzenia nowych, niezwykle lekkich i niemal niezniszczalnych materiałów. 
Cały świat stał się inny, oszalał na jej punkcie i uzależnił. Władzę nad światem przejęły potężne korporacje, które zajmowały się wydobyciem cennego minerału i jego przetwarzaniem. Ja i Ona byliśmy właścicielami jednej z nich. Jak na obowiązujące standardy, nie była duża, ale liczyła się na globalnym rynku. Przylecieliśmy by podpisać jakąś umowę z konkurencyjną firmą. Zbliżaliśmy się do pasa. Samolot wylądował bardzo gładko, nawet nie poczuliśmy, gdy zetknął się z płytą lotniska. W chwili, gdy się zatrzymał, już czekał na Nas elegancki czarny sedan. 
Schodząc po schodkach, zatrzymała się na moment. Zamknęła oczy i skierowała twarz w stronę słońca, a wiatr figlarnie poruszył Jej kosmyk włosów. Odwróciła się i uśmiechnęła  do mnie promiennie. Złapała mnie pod rękę i wolno ruszyliśmy w stronę auta. Przemierzaliśmy niemal zupełnie wyludnione ulice miasta. Kierowaliśmy się w stronę olbrzymiej budowli, która górowała nad miastem. 
Onieśmielająca konstrukcja ze szkła i stali, stała się główną arterią miasta, a właściwie wchłonęła je w swoje przepastne wnętrze. Biuro rady nadzorczej znajdowało się na najwyższym piętrze. Dotarliśmy na nie bardzo szybką windą, a jedynym dyskomfortem było uczucie zalgnięcia uszu. Zaprowadzono Nas do sali konferencyjnej, gdzie już zasiadały bezwzględne rekiny biznesu. 
Ich garnitury lekko pobłyskiwały. Pokryte były diamentowym nanowłóknem. Banda paranoików, wśród których rotacja była zatrważająco duża. Każdy każdemu gotów był wbić nóż w plecy, bez żadnych skrupułów czy wyrzutów sumienia. Właśnie dlatego mieliśmy nad nimi przewagę. Mieliśmy coś, czego im brakowało. Zaufanie. Ufałem Jej, a Ona mi. Zasiedliśmy przy stole pewni siebie...