Słyszałem dźwięk spadającej bomby. Uderzyła w budynek
powodując silny wstrząs i hałas. Po chwili usłyszałem piszczenie. Było coraz
szybsze. Bip... bip.. bip. Instynktownie chwyciłem psa pod pachę i rzuciłem się
skulony pod stół, otulając psa swoim ciałem. Nastąpił wybuch, zostałem
rozerwany na drobne kawałki.
Obudziłem się i miałem chwilowe uczucie jakbym spadał.
Czasami mi się to zdarza. Przez kolejną godzinę nie mogłem zasnąć.
Przepłynąłem statkiem wycieczkowym przez jezioro. Zaraz przy
przystani zaczynał się szlak. Biegł przez las, a potem zaczął się wspinać coraz
wyżej po wzgórzu. Na wysokości, gdzie zaczynały się pojawiać skały, a zbocze
stało się bardzo strome, znajdowała się konstrukcja zbudowana z drewnianych
bali. Tworzyła coś w rodzaju drewnianego rusztowania niczym wąż oplatającego
górę.
Jedyna droga prowadziła tamtędy. Drewniane okrągłe kłody trzeszczały
przeraźliwie, gdy po nich stąpałem. Silny wiatr wprawiał całą konstrukcję w
drganie i wzmagał niepokój. Na końcu wijącej się drogi znajdował się szyb
prowadzący pionowo w dół. Wyłaniała się z niego drewniana kabina windy
przypominająca nieco klatkę. Zjechałem nią i znalazłem się w sali z tarasem
widokowym. Znajdowali się tam liczni turyści, którzy też przebyli tą trasę.
Każdy miał dostać coś dobrego w nagrodę.
Tęga kobieta w średnim wieku, ubrana w
fartuch zbierała zamówienia. Wszyscy mówili w dziwnie szorstko brzmiącym
języku. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc spróbowałem powtórzyć to co
powiedział mężczyzna siedzący obok mnie. Po chwili dostałem biszkoptowe ciasto
z kremem i owocami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz