Wyruszyłem wraz z rodzicami na wycieczkę zagraniczną
autokarem. Podejrzewam, że mogła to być
Anglia lub Niemcy. W czasie wolnym od zwiedzania, rodzice postanowili
odwiedzić swoich znajomych, którzy właśnie tam mieszkali. Znajomi mieli córkę, która
została mi przedstawiona.
Była kilka lat ode mnie młodsza i studiowała architekturę.
Miała proste, czarne włosy, sięgające do ramion. Szczupła i o kilkanaście
centymetrów niższa ode mnie. Twarzy nie potrafiłem skojarzyć z nikim, kogo znam
w rzeczywistości. Zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Zbudowała tam makietę
osiedla mieszkaniowego. To chyba był jej projekt dyplomowy.
Stylizowane było na
styl industrialnej manufaktury z czerwonej cegły. Była bardzo dumna ze swojego
projektu, a mi osobiście przypominał trochę Stary Browar, który widziałem w Poznaniu. Dziewczyna prosiła by nazywać ją „ą”.
Pokazywała mi swoje strony w Internecie, oraz swój logotyp. Była to właśnie
mała litera „ą”, ale wydłużona w taki sposób, że była wysokości litery „l”,
biała na bordowym tle. Rozstaliśmy się, ale
przyjechała do mnie, bo chciała
mnie poznać. Pokazałem jej starą część mojego rodzinnego miasta, a następnie
wsiedliśmy w autobus miejski. Przejechał obok mojej szkoły podstawowej. Była
jakby trochę inna, jakby przebudowana i pomalowana w pastelowe, jaskrawe barwy.
Wysiadłem na chwilę, by pokazać jej co i gdzie się znajdowało, a drzwi autobusu
nagle się zatrzasnęły. Udało mi się na
szczęście dobiec i otworzyć je ręcznie
na siłę. Usiadłem znowu obok „ą”, a za nami siedziała zakonnica, która
pogroziła mi palcem, uznając chyba otwieranie drzwi w ten sposób za akt
wandalizmu. Znowu pojechaliśmy do starego miasta i wróciliśmy pieszo do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz