Prawdziwym piekłem jest cierpienie najbliższych. W czwartek 13 marca miałem znowu jechać na kilka dni do szpitala, na kolejny cykl
chemii. Jak zawsze miał mnie tam zawieźć mój tata. Jednak o 4 nad ranem
zadzwoniła babcia z płaczem, by do niej przyjechał. Do szpitala pojechałem więc
sam, a tata udał się do babci. Okazało się, że upadła. Prześwietlenie i
tomografia komputerowa wykazały, że złamała sobie kręgosłup, a dokładniej
roztrzaskała krąg L4 i przez kilka dni leżała w szpitalu. Fragment kości jest odłamany
i uciska rdzeń kręgowy. Lekarz chciał ją operować. Rodzice uznali jednak, że
ryzyko
jest zbyt duże. Babcia ma już 91 lat i szereg innych dolegliwości, które
nie sprzyjają przeprowadzeniu bezpiecznej operacji. Babica trafiła więc do nas
i od tej pory codziennie się nią opiekuję, co niestety wyklucza też opuszczanie
domu i spacery. Przez poprzedni tydzień prawie nie sypiałem. Babcia przez całe
noce jęczała z bólu, mimo bardzo silnych środków przeciwbólowych i mówiła wiele
nieprzyjemnych rzeczy. Powinna jak najmniej się ruszać i nosić specjalny gorset
usztywniający kręgosłup. Problem w tym, że próbowała wstawać i zdejmowała
gorset, bo był niewygodny. Sama chodziła po mieszkaniu, a każdy
kolejny upadek
może być tragiczny w skutkach. Ma dużo szczęścia, że ma czucie w nogach i może
jeszcze chodzić. Każdy dźwięk wyrywał więc mnie z łóżka. Dostała dzwonek, by
dzwoniła, jak będzie chciała np. iść do ubikacji, tak by ktoś ją zawsze
przytrzymał i zaprowadził. Niestety babcia okazała się bardzo uparta i
nieodpowiedzialna. Sama chadzała i to bez gorsetu, przy okazji i tak wszystkich
stawiając na nogi. Kilka dni temu zaproponowałem, by wezwać do niej panią
psycholog. Jak na razie bardzo to pomogło. Oczywiście przedstawiliśmy ją jako
lekarza z jej szpitala od jej lekarki. Babcia ma jedną lekarkę, której ufa i
dla niej inni lekarze, to nie lekarze. Pani psycholog okazała się bardzo
kompetentna. Długo rozmawiała z babcią i dobrała dodatkowe leki. Cierpienie
babci bardzo mnie dotknęło. Strasznie jest obserwować cierpienie bliskiej osoby
i nie mieć na to zbyt dużego wpływu…
Co do mnie. Jak babcia została zawieziona do szpitala, ja
również udałem się do szpitala na kilka dni. To był pierwszy raz, jak nikt mnie
nie odwiedził i pierwszy raz zniosłem chemię tak źle. Wymiotowałem i czułem
mdłości. Nie mogłem patrzeć na jedzenie na stołówce, sam jego zapach był dla
mnie skrajnie odpychający. Prawie nie spałem i chyba miałem jakieś
przewidzenia, jak się budziłem. Płytki krwi spadły mi sporo poniżej normy, ale
enzymy wątrobowe miałem już coraz bliżej górnej jej granicy. W między czasie
pojawiły się jeszcze dodatkowe skutki uboczne leczenia. Krwotoki z nosa i
drętwienie opuszków palców. Na drętwienie przepisano mi
|
Mój zestaw leków, potem jeszcze kilka doszło... |
magnez, ale pomimo iż
biorę już go dwa tygodnie, nadal się nieprzerwanie utrzymuje. Co do krwawień,
jak występowały chciałem odstawić Clexan, zastrzyki, które codziennie musiałem
sobie robić na krzepliwość krwi. Wolałem jednak tego nie robić bez konsultacji
z lekarzem. Intuicja jednak mnie nie myliła i lekarz zdecydował się go na jakiś
czas odstawić. Tydzień po opuszczeniu oddziału, musiałem znowu udać się do
szpitala, ale tym razem na ambulatoryjne podanie chemii. Pojechałem do szpitala
na 6 rano, a chemię dostałem dopiero o 18. Cały dzień przesiedziałem w szpitalnych
kolejkach w podziemiach. To był pierwszy dzień wiosny, niezwykle pogodny.
Telefon mi
|
Dzienny zestaw w pudełku... |
pokazywał, że było wtedy 21 stopni. Wyszedłem tylko na chwilę, by
zadzwonić. Było bardzo ciepło i przyjemnie. Niestety w budynku zasięg jeśli
nawet się pojawiał, to był szczątkowy. Po raz pierwszy miałem idealne wyniki
krwi. Enzymy wątrobowe były idealnie w normie, a ilość pytek krwi również
znacznie wzrosła. Niestety z powodu tak późnego podania chemii, nie zdążyłem
już do przyszpitalnej apteki. Tylko tam można kupić od ręki zastrzyki z
leukocytami. Trzeba je przewozić jak najszybciej w torbie termicznej, dlatego
nie mogłem kupić ich wcześniej. Miałem je brać od następnego dnia. Na szczęście
udało mi się je zamówić w innej
|
Dzienna porcja leków bez pudełka... |
aptece, która jeszcze była otwarta. Sprowadzili
je na następny dzień, choć na początku twierdzili, że się nie da. Przeważnie
jestem już w stanie określić, kiedy maksymalnie nasilą się skutki uboczne po
chemii. Tak jak w zegarku nastąpiło to wczoraj. Pomimo iż ból jest bardzo
silny, nadal nie biorę środków przeciwbólowych by oszczędzać wątrobę. Dziś ból
stawów i pleców nasilił się tak bardzo, że ledwo mogłem chodzić. Jutro i
pojutrze powinno już być lepiej. Drętwienie opuszków palców
chyba nawet się
nasiliło. Dziś noc znowu była tragiczna. Co chwilę się budziłem. Śniły mi się
nieprzyjemne i niepokojące rzeczy. Chyba do mnie strzelano. Gonił mnie wielki
spasły nagi mężczyzna. Cały w fałdach tłuszczu, łysy, z przyrodzeniem na
wierzchu. Miał chyba ze dwa metry wzrostu i ewidentnie chciał mnie skrzywdzić.
Wkręcały mi się jakieś schematy działań, które musiałem wykonywać by przetrwać
i się obudzić. Powtarzało się to chyba z kilkanaście razy. Z tego co udało mi
się zapamiętać, to różne rzeczy np. cytryny i inne przedmioty spontanicznie
zmieniały się w wodę i po prosty rozpływały. Pozostawały po nich tylko kałuże...
Za tydzień znowu idę do szpitala na oddział, na kolejny cykl
chemii. Może przyczyna tego drętwienia jest jednak inna niż niedobór magnezu…
A nie spróbowałbyś jakiejś bioenergoterapii? Dobry bioenergoterapeuta jest w stanie nawet określić przyczyny fizyczne i duchowe danej choroby.
OdpowiedzUsuńBędąc w szpitalu kilkakrotnie spotkałem bioenergoterapeutę Stefana z Trzcianki. Twierdził, że przejął nowotwór od jakiegoś swojego pacjenta... Ja osobiście ciągle jestem do tego sceptycznie nastawiony.
OdpowiedzUsuńSą różni bio, jedni dobrzy, inni nie za bardzo, tak jak i lekarze. Ten, który przejął nowotwór od pacjenta, to widocznie nie zabezpieczał się energetycznie (podstawa bhp w tym fachu).
OdpowiedzUsuń