Wraz z grupą znajomych znaleźliśmy się przy rzece.
Prowizorycznym promem skleconym z desek i beczek mieliśmy się przeprawić na
wyspę. Odbywał się tam dziwny festiwal, który był połączeniem festiwalu
fantastyki, takiego jak Polcon, Pyrcon czy Copernicon z festiwalem muzycznym,
takim jak Castle Party. Spośród wielu prelekcji moją uwagę przykuła prezentacja
Googla. Promowali swoją nową usługę o nazwie Inside View. Schludnie ubrany
wykładowca uruchomił aplikację na ogromnym wyświetlaczu. Prezentacja rozpoczęła
się od widoku na kulę ziemską znaną z Google Earth.
Obraz zaczął się powiększać
przechodząc przez warstwę chmur. Ukazał się zarys kontynentu, a potem miasta.
Przybliżanie następowało nadal, aż cały ekran wypełnił dach pojedynczego budynku.
Prowadzący entuzjastycznie powiedział, że teraz nastąpi rewolucja. Obraz znowu
zaczął się powiększać i przekroczył granice domostwa ukazując jego wnętrze. W
elegancko urządzonym salonie dostrzegłem jakiegoś mężczyznę drzemiącego na
fotelu. Powiększanie następowało nadal i kamera wstąpiła w jego ciało pokazując
jego narządy wewnętrzne. Żyły zaczęły przypominać skomplikowany rurociąg.
Pojedyncze
krwinki stały się wielkie jak światy. W końcu można było dostrzec komórki, a
potem atomy. Proces powiększania postępował dalej aż zobaczyłem rozedrgane
włókna. Na tym prezentacja się skończyła z zastrzeżeniem, że to jeszcze nie
koniec. Udałem się na kilka koncertów nie znanych mi zespołów. Pożegnałem
kolegów i koleżanki. Ku mojemu zaskoczeniu jedna z nich mnie pocałowała. Po
chwili spotkałem siostrę z jej mężem. Prowadził dużą ciężarówkę i powiedział,
żebym wsiadł szybko do środka, to mnie podwiezie. Patrząc po drodze przez okna
spostrzegłem, że pola i lasy po obu stronach drogi są zalane mętną wodą jak
podczas powodzi.
Dojechaliśmy do jakiegoś zamku i przekroczyliśmy jego mury. Weszliśmy
do jakiejś kaplicy. Ktoś przetrzymywał tam zakładników, a przy okazji odbywała
się jakaś ceremonia. Nieoczekiwanie na ratunek przybyła małpa o białej sierści
i wszystkich uwolniła.