Chodziłem
po górach i dotarłem do wejścia do jaskini. Wszedłem tam i spotkałem liczną
grupę dziewczyn. Większość z nich to moje koleżanki ze szkoły podstawowej i
liceum. Doszliśmy do wielkiej konstrukcji wewnątrz jaskini. Schody pięły się w
górę przechodząc przez budynek przypominający kopalnię połączoną z wiktoriańskim,
opuszczonym dworkiem. Wszędzie były pajęczyny i kurz. Drewniane elementy
skrzypiały złowieszczo strasząc część moich koleżanek. Spytałem się dokąd i po
co zmierzamy.
Odpowiedziały, że ktoś został porwany, chyba jakiś kolega, przez
Cthulhu lub innego Wielkiego Przedwiecznego. Schody zaczęły się wić spiralnie w
górę wokół skalnego szybu. Doprowadziły nas do drewnianej platformy na szczycie
góry. Na niej stała dziwna postać, która przypominała trochę Fauna i odrobinę
diabła Piszczałkę (z filmu "Przyjaciele Wesołego Diabła", który
oglądałem w dzieciństwie). Wzbudził ogólne
przerażenie, ale nie u mnie.
Widziałem, że sam był przerażony. Porozmawiałem z nim i przekazał mi kilka
wskazówek. Udałem się do średniowiecznego miasta otoczonego murem. Strażnicy wpuścili mnie przez
bramę. Ujrzałem mnóstwo straganów. Odbywał się tam jakiś jarmark lub festyn.
Jakieś dziecko płakało. Zgubiło się. Zaopiekowałem się dziewczynką i zaczęliśmy
szukać jej rodziców. Weszliśmy brukowaną uliczką na
najwyższe wzniesienie w
mieście. Była tam wielka zjeżdżalnia, którą postanowiliśmy zjechać. Dotarliśmy
nad brzeg morza. Czekała tam moja siostra wraz ze swoim mężem. Dziewczynka
pobiegła radośnie do niej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz