Wolno dreptałem po równym i soczystozielonym trawniku na
szczycie niewielkiego wzgórza. Wokół mnie wyrastały trzy wieżowce z wielkiej
płyty. Obserwowałem kilkanaście sokołów wędrownych, które leciały zgodnie w
szyku, choć zazwyczaj są samotnikami. Musiały natrafić na jakiś komin ciepłego
powietrza, ponieważ szybując zaczęły się wznosić po spirali do góry.
Kilkunastu
dresiarzy w oddali, przesadnie rozłożyście kroczyło tworząc zwartą watahę. Też
odkryli ten powietrzny fenomen i zaczęli skakać na dwa metry do góry,
podwiewani przez wiatr. Ich skoki przypominały wyczyny astronautów na księżycu.
W końcu i ja zbliżyłem się do obszaru na którym występowało to zjawisko.
Zacząłem delikatnie podskakiwać, a ciepłe i przyjemne powietrze oplatało me
ciało, wznosząc je delikatnie do góry i spowalniając, gdy grawitacja zaczynała
przeważać. Wykonałem kilka takich podskoków, gdy nagle zjawisko się wzmogło.
Mój kolejny skok ku memu przerażeniu wyniósł mnie na wysokość piątego piętra.
Powietrze
wydawało się teraz wirować wokół jednego z wieżowców, a ja byłem skazany na
jego łaskę. Zatoczyłem pełen okrąg wokół budynku i coraz bardziej rozpędzony
zacząłem opadać. Obniżałem wysokość po niezwykle płaskiej trajektorii. W końcu
ten niewiarygodny powiew zmusił mnie do nieuchronnego spotkania z ziemią,
poniewierając mną bez skrupułów. Ostatecznie ten manewr został nieco
zamortyzowany przez krzaki w ostatniej fazie. Otrząsnąłem się po tych
przeżyciach i odkryłem w owych zaroślach niezwykły przedmiot. Był to żółty
cylinder przykryty czerwonym stożkiem, wysokości ze trzydziestu centymetrów.
Pastelowymi odcieniami barw przypominał dziecięcą zabawkę.
Nagle ów stożek
zaczął się unosić na niebieskiej tyczce, która wyrosła z cylindra. Stożek przy
tym migał czerwonym światłem. Uniósł się na wysokość kilku metrów, a
wszystkiemu towarzyszyła melodia jak z
pozytywki. Dobrze ją znałem. Był to utwór Taikatalvi mojego ulubionego
zespołu Nightwish. Uświadomiłem sobie, że nie słuchałem żadnego ich utworu od
kilku miesięcy z wyjątkiem imprezy z muzyką fińską, na której byłem w połowie
kwietnia.