Jechałem z tatą samochodem. Była głęboka noc. Mrok
rozpraszały jedynie reflektory auta. Ściany drzew ciągnęły się monotonnie po
obu stronach drogi. W końcu dojechaliśmy nad jezioro. Usiadłem na trawie i
spojrzałem do góry. Niebo przybrało niesamowitą barwę. Opalizowało ciekawym
odcieniem zieleni i jakby emanowało wewnętrzną poświatą.
To niezwykłe zjawisko
tworzyło kształt kraba. Dostrzegłem też niezwykłą gwiazdę. Była dużo jaśniejsza
od pozostałych i miała intensywnie głęboką czerwoną barwę niczym rubin. Nagle
dostrzegłem jakiś ruch. Pobiegłem w tamtą stronę i rozpoznałem nasze auto,
które zaczęło staczać się ze wzniesienia. Nie mogłem nic zrobić. Po chwili, już
trochę rozpędzone, uderzyło w inny samochód.
Zderzenie nastąpiło w miejscu
pasażera z przodu, czyli tam, gdzie zazwyczaj siedziałem. Co dziwne wgniecenie
było idealnie równe o koncie 90 stopni. Miejsce pasażera po prostu przestało
istnieć. Poszedłem do lasu i trafiłem na polankę. Była cała pokryta śniegiem i
oświetlona ciepłym beżowym światłem.
Czułem na niej zapach ciasteczek, a na
samym jej środku dostrzegłem bałwana. Wydawało mi się, że się porusza i że to
on był źródłem przyjemnego zapachu.
Myślę, że ten sen to pewne ostrzeżenie: jeśli nie zrobisz nic (ale nie wiem, co miałbyś zrobić, musiałbyś sam się nad tym zastanowić), żeby "coś" zabezpieczyć, to nastąpi "bum", jakaś strata czy inne nieszczęście. Coś się wymknie spod kontroli nie będziesz już mógł nic zrobić.
OdpowiedzUsuńJa miałam kiedyś sen z podobnym wątkiem staczającego się samochodu: http://snie.blog.pl/2013/03/05/wycieczki/#comments
OdpowiedzUsuńJest to sen sprzed kilku dni, ale nie miałem wcześniej czasu by przysiąść i go porządnie spisać. Miałem w tym tygodniu kilka bardzo ciężkich dni w pracy, ale udało mi się wszystko opanować ;)
OdpowiedzUsuń