Byłem na pokładzie gigantycznego statku kosmicznego. Na tym
poziomie znajdowało się miasto.
Liczne kamienice i brukowane ulice przypominały te budowane
na ziemi. Na statku odbywała się
zażarta walka między normalnymi ludźmi, a nielicznymi już
przedstawicielami nieśmiertelnych.
Byłem jednym z nich.
Nasza nieśmiertelność polegała na tym,
że nie umieraliśmy ze starości, ale poza tym nie różniliśmy się od innych ludzi. Byliśmy tak
samo podatni na choroby i obrażenia. Ludzie nie mogli zaakceptować naszej odmienności. Miałem
przekonanie, że jestem po stronie "dobra", że byliśmy opiekunami, a atakujący nas
byli bezmyślni i "źli". Zabarykadowaliśmy się w
niewielkim pubie.
Przypominał mi jeden z tych, które
odwiedziłem kiedyś w Dublinie. Długa
czerwona lada barowa, a wzdłuż niej pojedyncze stoliki.
Zabarykadowaliśmy drzwi w
akompaniamencie kul przeszywających drewniane drzwi.
Przemknęliśmy pochyleni, by unikać
zabłąkanych pocisków i dotarliśmy do klatki schodowej.
Godzinami wchodziliśmy na coraz wyższe,
bardziej zewnętrzne poziomy statku, aż dotarliśmy do poziomu
handlowo-parkowego.
Rozległe przestrzenie przypominały galerie handlowe, z szerokimi
chodnikami, ławkami i skwerami.
Kilkadziesiąt metrów wyżej był szklany sufit o
kilkunastometrowej grubości, przez który widać
było przestrzeń kosmiczną. Wzdłuż szerokich
spacerowo-parkowych alei wyrastały galerie i sklepy.
Wszystkie miały
wielkie przeszklone witryny. Światła były przygaszone do ułamka swojej mocy, a rozległe przestrzenie puste.
Chyba właśnie była symulacja
nocy. Szliśmy dalej, aż dotarliśmy do
naszych ciasnych kajut mieszkalnych. Były w nich tylko rzędy
piętrowych łóżek i skrzynie na rzeczy osobiste i ubrania. Uświadomiłem sobie, że jestem
bosy i nie mogę znaleźć butów. Nagle rozbrzmiał komunikat, że ostatni pociąg odjedzie za 9 minut.
Był to bardzo szybki pociąg
magnetyczny w samym centrum statku. Mimo to dotarcie z
jednego końca statku kosmicznego na drugi trwało kilka godzin. Wiedziałem, że
ten komunikat oznacza, że przegrywamy, a ja nie zdążę do niego dotrzeć.
Nawet gdybym dobiegł do najbliższej windy,
zjazd do wnętrza trwałby piętnaście minut. Segment w którym byłem miał zostać zniszczony, a ja
razem z nim.
Mój setny post :)
OdpowiedzUsuńWow, niesamowity sen! Wg mnie jest to wspomnienie z innego życia, z czasów Lemurii.
OdpowiedzUsuńSuper sen! też miałam kiedyś sen o życiu w wielkim statku kosmicznym!!!
OdpowiedzUsuńTo był jeden z tych snów, przy których żałuję, że nie ma jeszcze komercyjnych nagrywarek snów.
OdpowiedzUsuńNagrywarka snów - super pomysł, rzeczywiście przydałaby się :-)
OdpowiedzUsuń