Mój poprzedni wpis był dość chaotyczny i właściwie nie
napisałem w nim nic konkretnego. To przez to, że podczas jego pisania byłem
kłębkiem nerwów, a pisałem go późno w nocy. Zdarzyło się sporo w krótkim
okresie czasu. Skorzystam z anonimowości jaką zapewnia mi ten blog oraz pisanie
pod pseudonimem i spróbuję opisać wszystko po kolei. Jakieś osiem miesięcy temu
postanowiłem zapuścić włosy. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy z konsekwencji
jakie może to wywołać. W końcu to tylko włosy, myślałem. Niestety nie spodobało
się to moim rodzicom. Zaczęły się narzekania i obelgi pod moim adresem. Nie spodziewałem
się poziomu ich eskalacji. Tuż przed świętami doszło do tego, że matka niemal
się mnie wyparła. Podczas mojej nieobecności okradła mnie, a gdy spałem
podstępnie obcięła mi kawał kłaków. Postawiła na swoim i chcąc nie chcąc musiałem
się udać do fryzjerki. Na miejscu się dowiedziałem, że wszystkie fryzjerki w
salonie wiedziały już o tym, że moja matka pała niechęcią do długości moich
włosów. Zabawne, że fryzjerki nie podzielały jej zdania i twierdziły, że gdyby
nie ten uszczerbek, to by je tylko wymodelowały (cokolwiek to znaczy). Ta
absurdalna sytuacja skończyła się więc na tym, że znowu jestem krótkowłosy i
przy okazji straciłem zaufanie do rodziców. Czułem się jakbym wpadł w misternie
skonstruowaną pułapkę. Byłem oczywiście o wszystkim ostrzegany, ale byłem
również przekonany, że takie działania są tak niedojrzałe i kuriozalne, że
dorosła i bliska osoba nigdy się na to nie odważy. Myliłem się. Jest to o tyle
bolesne, że rodzina zawsze była dla mnie ważna.
Kolejnym przykrym wydarzeniem była wizyta u weterynarza z
moją ukochaną psiną. Jest u nas już ponad 10 lat. Wyczułem u niej kilka guzków
na podbrzuszu i trochę mnie to zaniepokoiło. Weterynarz stwierdził, że to nowotwór.
Możliwa byłaby operacja podczas której dokonano by biopsji i usunięto zmiany,
ale ona jest tak strachliwa, że prawdopodobnie jej serce nie wytrzymałoby
operacji. Pozostaje mi tylko ją obserwować i wierzyć, że będzie z nami jak najdłużej,
a nowotwór nie jest złośliwy. Puki co, wydaje się jej to nie przeszkadzać.
Ciągle jest radosną psiną skorą do zabawy niczym szczeniak.
Pokochałem wspaniałą kobietę. Niektórzy szukają takiej
miłości przez całe życie i jej nie znajdują. Mi się to udało lecz raczej nie będzie
happy endu. Zależy mi na Niej bardziej niż na kimkolwiek innym. Niestety w obawie
przed kruchością Jej stanu psychicznego nie potrafiłem się wystarczająco
otworzyć i nie chciałem "dokładać" Jej swoich problemów. Nie zdążyłem
Jej wystarczająco zaufać co wyczuła i również nie potrafiła wystarczająco
zaufać mi. Zbyt rzadko się widywaliśmy i rozmawialiśmy, a mój dość
introwertyczny charakter niczego mi nie ułatwiał, pomimo moich starań. Oczywiście
mocno upraszczam tu całą sytuację. Podsumowując, moje wyznanie miłości spotkało
się z odrzuceniem.
Poza tym mój najlepszy przyjaciel się wyprowadza. Niedługo
stracę pracę i znowu będę bezrobotny. Szukam już nowej, ale obecny
"kryzysowy" rynek pracy nie daje zbyt dużych nadziei.
Wujek u którego zawsze spędzałem Sylwestra miał wylew i
obecnie nie jest w stanie samodzielnie się poruszać, ani komunikować, a u
ciotki coraz bardziej rozwija się choroba alzheimera. Oboje zawsze bardzo
lubiłem i przykro widzieć ich w coraz gorszym stanie wraz z każdą wizytą.
Wczoraj się dowiedziałem, że mój kuzyn zgłosił się z bólem
głowy do szpitala, a tomografia wykazała torbiel podpajęczynówkowy. Za tydzień
się z nim spotkam.
Wszystkim się przejmuję i nie potrafię pozostać obojętny.
Prawie nie sypiam, a jak już mi się uda zasnąć na 2-3 godziny, to prawie nie
pamiętam snów. Jedynie urywki jak pocztówki. Z dzisiejszej nocy pamiętam jedynie,
że ukrywałem się przed żołnierzami i czołgami, oraz pomagałem cywilom i
partyzantom...
Zawsze starałem się być nastawiony optymistycznie do świata.
W święta próbowałem być uśmiechnięty przy rodzinie, która nas odwiedziła lecz
nie bardzo mi to wychodziło. Moja 9-letnia kuzynka chyba to wyczuwała i robiła
wszystko by mi poprawić nastrój. Nawet jej się to udawało. Dzieci potrafią
wnieść dużo szczęścia. Zrobiliśmy nawet konkurs "Mam Talent".
Przygotowałem dyplomy. Przyznała mi pierwsze miejsce z serduszkiem. Dziś
wyjechali, a żyć trzeba dalej i nie
zamierzam się poddawać…
Nie wiem czemu najbardziej uderzyło mnie zachowanie Twojej matki. Owszem wydała mi się dziwna i apodyktyczna, ale nie aż tak.
OdpowiedzUsuńNie przyjmuj na siebie całego ciężaru jaki niesie zycie w calej Twojej rodzinie. Pewnym rzeczom nie da sie zapobiec, mozna je przyjac i isc dalej, albo dac sie zlamac i nie wiedziec co dalej.
Zwierzeta i ludzie umieraja, dobrze o tym wiemy...
Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i nie mam na to żadnego wpływu. Trudno jednak mi się od tego zdystansować. Cierpienie innych, a zwłaszcza bliskich wpływa i na mnie. Tego nie uniknę i nawet nie chcę stać się obojętny. Empatia jest częścią człowieczeństwa. Śmierć można zaakceptować i nawet się z nią pogodzić. Tego uczymy się przez całe życie i jest to najtrudniejsza lekcja. Wujek jest w kiepskim stanie, ale żyje. Pies akurat nie jest niczego świadomy i na razie nie cierpi.
OdpowiedzUsuńRodziców się nie wybiera. Moja matka niestety trudno znosi jakąkolwiek asertywność z mojej strony, ale nie jest złą osobą. To był jedynie najbardziej ekstremalny epizod i pisząc o tym może wypaczyłem jej obraz. Zazwyczaj mogę na nią liczyć.
Wszystko to naraz trochę mnie przybiło, ale już dochodzę do siebie.