wtorek, 10 kwietnia 2012

Broken heart ciąg dalszy...


Mój poprzedni wpis był dość chaotyczny i właściwie nie napisałem w nim nic konkretnego. To przez to, że podczas jego pisania byłem kłębkiem nerwów, a pisałem go późno w nocy. Zdarzyło się sporo w krótkim okresie czasu. Skorzystam z anonimowości jaką zapewnia mi ten blog oraz pisanie pod pseudonimem i spróbuję opisać wszystko po kolei. Jakieś osiem miesięcy temu postanowiłem zapuścić włosy. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy z konsekwencji jakie może to wywołać. W końcu to tylko włosy, myślałem. Niestety nie spodobało się to moim rodzicom. Zaczęły się narzekania i obelgi pod moim adresem. Nie spodziewałem się poziomu ich eskalacji. Tuż przed świętami doszło do tego, że matka niemal się mnie wyparła. Podczas mojej nieobecności okradła mnie, a gdy spałem podstępnie obcięła mi kawał kłaków. Postawiła na swoim i chcąc nie chcąc musiałem się udać do fryzjerki. Na miejscu się dowiedziałem, że wszystkie fryzjerki w salonie wiedziały już o tym, że moja matka pała niechęcią do długości moich włosów. Zabawne, że fryzjerki nie podzielały jej zdania i twierdziły, że gdyby nie ten uszczerbek, to by je tylko wymodelowały (cokolwiek to znaczy). Ta absurdalna sytuacja skończyła się więc na tym, że znowu jestem krótkowłosy i przy okazji straciłem zaufanie do rodziców. Czułem się jakbym wpadł w misternie skonstruowaną pułapkę. Byłem oczywiście o wszystkim ostrzegany, ale byłem również przekonany, że takie działania są tak niedojrzałe i kuriozalne, że dorosła i bliska osoba nigdy się na to nie odważy. Myliłem się. Jest to o tyle bolesne, że rodzina zawsze była dla mnie ważna.
Kolejnym przykrym wydarzeniem była wizyta u weterynarza z moją ukochaną psiną. Jest u nas już ponad 10 lat. Wyczułem u niej kilka guzków na podbrzuszu i trochę mnie to zaniepokoiło. Weterynarz stwierdził, że to nowotwór. Możliwa byłaby operacja podczas której dokonano by biopsji i usunięto zmiany, ale ona jest tak strachliwa, że prawdopodobnie jej serce nie wytrzymałoby operacji. Pozostaje mi tylko ją obserwować i wierzyć, że będzie z nami jak najdłużej, a nowotwór nie jest złośliwy. Puki co, wydaje się jej to nie przeszkadzać. Ciągle jest radosną psiną skorą do zabawy niczym szczeniak.
Pokochałem wspaniałą kobietę. Niektórzy szukają takiej miłości przez całe życie i jej nie znajdują. Mi się to udało lecz raczej nie będzie happy endu. Zależy mi na Niej bardziej niż na kimkolwiek innym. Niestety w obawie przed kruchością Jej stanu psychicznego nie potrafiłem się wystarczająco otworzyć i nie chciałem "dokładać" Jej swoich problemów. Nie zdążyłem Jej wystarczająco zaufać co wyczuła i również nie potrafiła wystarczająco zaufać mi. Zbyt rzadko się widywaliśmy i rozmawialiśmy, a mój dość introwertyczny charakter niczego mi nie ułatwiał, pomimo moich starań. Oczywiście mocno upraszczam tu całą sytuację. Podsumowując, moje wyznanie miłości spotkało się z odrzuceniem.
Poza tym mój najlepszy przyjaciel się wyprowadza. Niedługo stracę pracę i znowu będę bezrobotny. Szukam już nowej, ale obecny "kryzysowy" rynek pracy nie daje zbyt dużych nadziei.
Wujek u którego zawsze spędzałem Sylwestra miał wylew i obecnie nie jest w stanie samodzielnie się poruszać, ani komunikować, a u ciotki coraz bardziej rozwija się choroba alzheimera. Oboje zawsze bardzo lubiłem i przykro widzieć ich w coraz gorszym stanie wraz z każdą wizytą.
Wczoraj się dowiedziałem, że mój kuzyn zgłosił się z bólem głowy do szpitala, a tomografia wykazała torbiel podpajęczynówkowy. Za tydzień się z nim spotkam.
Wszystkim się przejmuję i nie potrafię pozostać obojętny. Prawie nie sypiam, a jak już mi się uda zasnąć na 2-3 godziny, to prawie nie pamiętam snów. Jedynie urywki jak pocztówki. Z dzisiejszej nocy pamiętam jedynie, że ukrywałem się przed żołnierzami i czołgami, oraz pomagałem cywilom i partyzantom...
Zawsze starałem się być nastawiony optymistycznie do świata. W święta próbowałem być uśmiechnięty przy rodzinie, która nas odwiedziła lecz nie bardzo mi to wychodziło. Moja 9-letnia kuzynka chyba to wyczuwała i robiła wszystko by mi poprawić nastrój. Nawet jej się to udawało. Dzieci potrafią wnieść dużo szczęścia. Zrobiliśmy nawet konkurs "Mam Talent". Przygotowałem dyplomy. Przyznała mi pierwsze miejsce z serduszkiem. Dziś wyjechali, a żyć trzeba dalej i  nie zamierzam się poddawać…

2 komentarze:

  1. Nie wiem czemu najbardziej uderzyło mnie zachowanie Twojej matki. Owszem wydała mi się dziwna i apodyktyczna, ale nie aż tak.

    Nie przyjmuj na siebie całego ciężaru jaki niesie zycie w calej Twojej rodzinie. Pewnym rzeczom nie da sie zapobiec, mozna je przyjac i isc dalej, albo dac sie zlamac i nie wiedziec co dalej.
    Zwierzeta i ludzie umieraja, dobrze o tym wiemy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i nie mam na to żadnego wpływu. Trudno jednak mi się od tego zdystansować. Cierpienie innych, a zwłaszcza bliskich wpływa i na mnie. Tego nie uniknę i nawet nie chcę stać się obojętny. Empatia jest częścią człowieczeństwa. Śmierć można zaakceptować i nawet się z nią pogodzić. Tego uczymy się przez całe życie i jest to najtrudniejsza lekcja. Wujek jest w kiepskim stanie, ale żyje. Pies akurat nie jest niczego świadomy i na razie nie cierpi.
    Rodziców się nie wybiera. Moja matka niestety trudno znosi jakąkolwiek asertywność z mojej strony, ale nie jest złą osobą. To był jedynie najbardziej ekstremalny epizod i pisząc o tym może wypaczyłem jej obraz. Zazwyczaj mogę na nią liczyć.
    Wszystko to naraz trochę mnie przybiło, ale już dochodzę do siebie.

    OdpowiedzUsuń