Byłem w mieszkaniu przyjaciela. Znajdowało się w starej
kamienicy. Pokazywał mi swoje najnowsze zdjęcia. Większość z nich było
fotomontażami. Były bardzo interesujące. Dominował w nich motyw chmur. Spostrzegłem
bardzo stary klucz leżący na piecu kaflowym. Kiedy się o niego spytałem,
odpowiedział, że jest w jego rodzinie od pokoleń. Wziąłem go i obejrzałem
dokładnie obracając w dłoni. Był duży, ciężki i bardzo precyzyjnie wykonany. Wyrzeźbiono
w nim misterne ornamenty i miniaturowe płaskorzeźby. Dostrzegłem fresk na
jednej ze ścian. Zbliżyłem się do niego.
Wyglądał jak małe drzwi, również
pięknie zdobione w podobnym stylu co klucz. Postanowiłem włożyć klucz w
miejsce, gdzie powinien być zamek, gdyby to były prawdziwe drzwiczki. Klucz
wszedł w namalowany obraz, tak jakby to była projekcja na mgle, a nie farba na
litej ścianie. W niemal magiczny sposób drzwiczki otworzyły się. W środku zaś
znajdowała się szkatułka i metalowy cylinder z wklęsłym żłobieniem na górze.
Wyjąłem oba przedmioty i podałem zaskoczonemu przyjacielowi.
Usiedliśmy przy
biurku i oglądaliśmy je z zaciekawieniem. Szkatułka przypominała skomplikowany
mechanizm z kółkami zębatymi, sprężynami i mosiężnymi zdobieniami. Stanowiła
jednolitą całość i w żaden sposób nie można było jej otworzyć. Natomiast oglądając
cylinder dostrzegłem mały otwór na dnie żłobienia. Kierowany instynktem postanowiłem
umieścić w nim klucz. Przekręcając go wydobyło się kilka dźwięków z wnętrza
cylindra. W tym samym momencie zazgrzytała szkatułka.
Zacząłem obracać klucz w jednostajnym i stałym
tempie. Z cylindra wydobyła się muzyka, która uruchomiła mechanizm w skrzynce.
Jego zgrzytanie idealnie komponowało się z melodią. Koła zębate obracały się,
ruszały się przekładnie, tłoczki i zamki. Szkatułka ożyła i transformowała się.
Po kilku minutach była już otwarta, a w jej wnętrzu ujrzałem piękny, eliptyczny
kamień. Wyglądał jak wielki bursztyn z licznymi wbitymi w jego powierzchnię
paciorkami brylantów, szafirów, szmaragdów i rubinów. Skojarzyłem, że kształt
kamienia idealnie
pasuje do żłobienia na cylindrze. Przyjaciel będąc pod
wrażeniem moich trafnych spostrzeżeń, zgodził się bym go tam umieścił.
Momentalnie rozbłysło ciepłe żółte światło z wnętrza kamienia. Po chwili
rozbłysły pozostałe kamienie szlachetne, a pomieszczenie pokryło się
fantastycznymi barwami. Na wszystkich powierzchniach pomieszczenia
pojawiły się przestrzenne obrazy z przeszłości. Niezwykła projekcja przeniosła
nas na polną drogę. W oddali na wzgórzu wznosił się kamienny zamek z basztami.
Drogą pędził potężny jednomiejscowy automobil. Zatrzymał się efektownie wzbijając
tumany kurzu. Pomachał z niego gruby mężczyzna w czapce pilotce. Na oczach miał
gogle, a na szyi powiewał biały szal. Spod sumiastych wąsów wyłaniał się
szeroki
uśmiech kierowany do mojego przyjaciela. Po chwili dostrzegłem , że
mężczyzna był nagi, a fałdy tłuszczu falowały w rytm potężnego silnika.
Przyjaciel powiedział, że rozpoznaje w nim swojego przodka, którego widział
kiedyś na starych fotografiach. Podszedł do jego niezwykłej projekcji i zaczęli
rozmawiać ze sobą szeptem. Po chwili ruszył i odjechał, a projekcja się
skończyła. Przyjaciel powiedział, że posiadł niezwykłą wiedzę, rodzinną
tajemnicę i dokładnie wie co ma robić…
Dawno nie miałem tak wyrazistego snu, który wzbudziłby we mnie tyle emocji. Pamiętam, że kolory były bardzo żywe i jaskrawe. Niemal czułem ciepło światła. Po obudzeniu czułem niedosyt snu i miałem wrażenie, że gdyby nie budzik, to sen ciągnąłby się dalej...
OdpowiedzUsuńRewelacyjny sen, pozazdrościć! Szkoda, że zadzwonił budzik, bo może ten sen miał być jakimś drogowskazem dla przyjaciela...
OdpowiedzUsuń