Wraz z moim przyjacielem A. braliśmy udział w wyścigu. W
pierwszym etapie był to rajd między gliniankami i strumieniami. Mój przyjaciel
kierował, a ja byłem pilotem. Udało nam się go wygrać. Na mecie czekało na nas
kilku znajomych oraz czarnowłosa półazjatka. Drugi etap wyścigu był dużo
bardziej nietypowy. Trzeba było wsiąść do pojazdu będącego połączeniem gokarta
i wózka sklepowego. Troszkę przypominał pojazd Buggy. Każda para zawodników
dostawała jeszcze bijące świńskie serce i należało przejechać odcinek zanim przestanie
bić. A. odebrał telefon. Byłem na tyle
blisko, że słyszałem rozmowę. Jakiś jego
znajomy odebrał w jego imieniu list polecony i było w nim zawiadomienie o
wystawieniu listu gończego. A. się załamał, ale powiedziałem mu, by się nie
martwił, że go ukryję. Nie był w stanie prowadzić, więc zaofiarowałem się, że
pojadę sam. Udało mi się ukończyć etap chyba na drugim lub trzecim miejscu.
Było to o tyle trudne, że ręką w której trzymałem bijące i ciepłe serce,
musiałem jednocześnie zmieniać biegi. Na mecie podbiegła do mnie ciemnowłosa
półazjatka i była zafascynowana sercem, które ciągle jeszcze biło. Wystawały z
niego tętnice i żyły. Po chwili podszedł do nas stary, siwy i lekko zgarbiony
mężczyzna. Otworzył szeroko buzię i zobaczyłem, że ma w gardle dziurę na wylot
o średnicy pięciozłotówki. Krawędzie rany były przypalone. Dziewczyna oniemiała
z zachwytu. Okazało się, że właśnie się rozpoczął bardzo osobliwy zjazd
medyczny.
Myślę, że duży wpływ na treść tego snu miał artykuł, który czytałem przed snem.
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.pl/1,75476,14489852,To__muzeum__oficjalnie_nie_istnieje__Sa_tego_powody___.html?as=1