Byłem w okolicy starego rynku. Z ciekawości wszedłem do
nieco zapuszczonego budynku, który zapewne kiedyś był dobrze prosperującą
restauracją. Stoliki i krzesła porozstawiane w nieładzie zdążył pokryć kurz.
Wszedłem w głąb restauracji i podążałem plątaniną sal i pomieszczeń, aż
wyszedłem na dziedziniec. Tam stoliki były bardziej zadbane. Dziedziniec był
ogromny, wybrukowany małymi kostkami z szarego kamienia. Zajmował całą
powierzchnię pagórka, którego podnóże opływała wolno płynąca rzeka. Po chwili
podeszła starsza kobieta, bogato i elegancko odziana, o
arystokratycznych
manierach. Oprowadziła mnie. Mówiła, że kiedyś tu była wspaniała winnica. Teraz
pozostało kilka krzewów winnych i pamiątkowa tablica. Wszędzie były trochę zaniedbane
kwietniki i niedziałające już fontanny. Największe wrażenie jednak robiła
ogromna kamienna wieża. Zmierzaliśmy właśnie w jej kierunku, kiedy dołączył do
nas znajomy arystokratki. Bardzo mi przypominał Lesliego Nilsena. Weszliśmy do
środka. Kamienna wieża była pusta w środku. Kręte, spiralne kamienne schody pięły
się do góry wzdłuż ścian. Po kilkudziesięciu metrach wspinaczki, w końcu
doszliśmy do stropu, a właściwie do pierwszego piętra wieży. Nie dziwiło mnie
wtedy, że otaczało nas jezioro. Olbrzymia tafla wody
sięgająca niemal po horyzont,
przez co bardziej przypominała morze. Woda była całkowicie nieruchoma i gładka
niczym tafla szkła. Odbijało się w niej przyjemne pomarańczowe światło, jak
przy zachodzie słońca. W oddali można było dostrzec sylwetki olbrzymich dźwigów
portowych i kontenerów poustawianych w stosy, przez co upodabniały się do
piramid. Kobieta odebrała telefon. Usłyszałem krzyki kucharza, coś że się nie
wyrabia i chce zrezygnować. Staruszka pojednawczym tonem próbowała go uspokajać
i Z tajemniczego świata Morfeusza wyrwane, oniryczne obrazy, przyobleczone w słowa...
poniedziałek, 21 listopada 2016
Duchy Kamiennej Wieży
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz