Niespiesznie podszedłem w kierunku okna. Było pozbawione
szyb i przypominało raczej otwór w kamiennej ścianie o łukowym sklepieniu.
Oparłem się o kamienny parapet zbudowany z grubo ciosanych ciemnych kamieni,
idealnie spasowanych i połączonych znikomą ilością zaprawy murarskiej. Przede
mną rozpostarł się przepiękny widok na zielone wzgórza, stromo opadające do
zatoki i upstrzone setkami kamiennych domostw o ciemnografitowym zabarwieniu.
Postanowiłem się
przejść. Spacerując natknąłem się na przyjaciela z
podstawówki. Oświadczył, że jutro się do mnie wprowadza. Pomyślałem, dlaczego
nie i poszedłem zrobić zakupy. Obciążony reklamówkami postanowiłem podjechać
jeden przystanek tramwajem, jak to zwykłem robić w takiej sytuacji.
Nieoczekiwanie tramwaj zmienił trasę i zatrzymał się na jakimś poligonie. Tuż
nade mną,
nisko przelatywały samoloty. Były to zarówno myśliwce, ogromne
samoloty transportowe, ale też pasażerskie Boeingi. Domyśliłem się, że muszą
się odbywać jakieś manewry, bo w oddali dostrzegałem czołgi i ciężkie
transportery opancerzone. Postanowiłem ich unikać i przeszedłem pieszo przez
park. Niespodziewanie doszedłem do dworca kolejowego. Zrobiłem to w samą porę,
bo z pociągu wysiadła moja siostra wraz z mężem.
Postanowili mnie odwiedzić i chcieli bym ich
oprowadził po mieście. Postanowiliśmy iść na tramwaj. Najbliższy przystanek był
przy szkole sportowej. Trafiliśmy akurat na jakiś festyn w klimacie Gwiezdnych
Wojen. Odbywały się tam również liczne rywalizacje sportowe. Szwagier
postanowił się sprawdzić w podciąganie się po linie na czas. Szło mu całkiem
dobrze. Nagle został zapowiedziany nasz
tramwaj przez megafon, lecz niestety na niego nie zdążyliśmy z powodu licznych
stoisk stojących nam na drodze. Zaproponowałem skrót. Weszliśmy na wzgórze i
następnie zeszliśmy w kierunku oczka wodnego. Trasa tramwaju robiła tam pętlę i
udało nam się go
dogonić. Dojechaliśmy do jakiejś szkoły lub internatu. Okazało
się, że teraz tam mieszkam i postanowiłem się natychmiast wyprowadzić. Nagle
zjechała się cała rodzina łącznie z ciotkami, których nie znam, a każdy miał
jakieś złote rady co brać, a czego nie pakować. Podczas
pakowania potłukłem kilka talerzy. Znalazłem też tablet, o
którym nie miałem pojęcia, że go
posiadam. Miał ciekawe możliwości. Jedną z funkcji było coś w
rodzaju symulatora lotu drona. Wyglądało to jak wirtualna kamera, dzięki której
można było się rozejrzeć po okolicy. Zafascynowała mnie także
funkcja chodzenia
po wodzie. Jak się przytrzymało odpowiedni przycisk, to mogłem kroczyć po tafli
jeziora, ale jak przystawałem, to zapadałem się powoli w wodę niczym w jakiś
kisiel.
Chodziłem więc zafascynowany tym urządzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz