Wraz z siostrą byłem w mieszkaniu babci. Podszedłem do okna i odsłoniłem firanki, by spojrzeć na nocne niebo. Stałem tak przez chwilę, gdy moją uwagę przyciągnęła dziwna pomarańczowa łuna, która powoli jaśniała i się zbliżała. Pomyślałem, że może to być pożar. Wziąłem gruby koc i obficie zmoczyłem go zimną wodą, po czym powiesiłem na oknie, by nie dopuścić ewentualnego pożaru do środka. Krzyknąłem też do
siostry, że musimy uciekać. Zeszliśmy klatką schodową, a na samym dole była ogromna hala, która przypominała trochę okazały terminal lotniczy. Były stoiska informacyjne, rzędy krzeseł na których można było usiąść oraz stoły do gry w ruletkę. Przeszliśmy obok tego wszystkiego i wyszliśmy na zewnątrz. Postanowiłem udać się do domu. Wejście do środka okazało się jednak problematyczne. Klucz nie pasował, a klamka się urwała przy pierwszej próbie jej naciśnięcia. Wyszedłem z budynku i próbowałem wejść przez balkon, ale wszelkie krawędzie i balustrady były tak śliskie, że nie można się było za nie złapać. Po dłuższym okresie drzwi się w końcu otworzyły i wyszli przez nie moi przyjaciele A. i D. Okazało się, że postanowili zrobić niespodziankę i zabrali się za remont mieszkania. Trochę narzekali, że strasznie trudno było mnie powstrzymać przed wejściem i zepsuciem niespodzianki. Wraz z A. postanowiliśmy pojechać do M. Weszliśmy do Niej przez taras, który był otwarty. Nie spodziewała się nas, ale przywitała mnie z wielkim entuzjazmem. Przytuliła mocno i namiętnie i stwierdziła, że trzeba zrobić jakąś imprezę. Jak na zawołanie zjawiła się cała masa ludzi. Tłum ludzi się bawił, a ja i M. trzymaliśmy się na uboczu okazując sobie bardzo dużo czułości. Impreza w końcu zaczęła wygasać, a ludzie się rozchodzić. Wyszliśmy na spacer i niespodziewanie znaleźliśmy się na ogromnym parkiecie. Trwał jakiś konkurs taneczny, coś w rodzaju "Tańca z gwiazdami". Prowadzący zapowiedział mnie i M. Światła przygasły i rozbrzmiało tango. Pozwoliliśmy ponieść się zmysłowym dźwiękom, a przeszywające Nas emocje doprowadziły do namiętnych i drapieżnych pocałunków. Słyszeliśmy tylko owacje i komentarze sędziów, że otrzymaliśmy najwyższe noty, ale jednocześnie zostaliśmy zdyskwalifikowanie za nieregulaminowe zachowanie. Dostaliśmy jednak nagrody pocieszenia. Były to jakby poplątane kłęby z przezroczystego silikonu. Kiedy w końcu udało Nam się je rozplątać, okazało się, że są to maskotki przedstawiające kałamarnice, trochę podobne do Cthulhu. Bardzo Nam się spodobały!
Pierwsze linijki strasznie skojarzyły mi się z Wiedźminem "(...) To łuna nad Cintrą (...)" ale właśnie odświeżałam sobie soundtrack, więc pewnie dlatego.
OdpowiedzUsuńKurcze podziwiam Cię, że opisujesz swoje sny, jakoś je cenzurujesz? Czy po prostu niektóre odpuszczasz? Bo ja bym musiała chyba większość cenzurować i odpuszczać ;)
Większości po prostu nie pamiętam lub je zapominam, jeżeli zaraz po przebudzeniu nie spiszę sobie przynajmniej kluczowych elementów. Odrobinę cenzuruję, nie podaję pełnych imion i pseudonimów osób, które w nich występują. Przyznam też, że trochę je łagodzę i przeważnie nie opisuję pikantniejszych szczegółów... a ograniczam się do ogólniejszych opisów w takich momentach ;)
OdpowiedzUsuńCzasami żałuję, że są to tylko sny, albo nie me jeszcze możliwości ich zapisu. Niektóre byłyby bardziej efektowne, niż większość filmów akcji hehe :)