Wraz z siostrą przemierzałem alejki jakiegoś niemieckiego
miasta. Obywatele tureckiego pochodzenia obchodzili jakieś święto. Śpiewali,
bawili się, a potem wszyscy zgromadzili się w płytkim basenie i oblewali się
wodą, czerpaną za pomocą mosiężnych mis. Robili to w rytm jakiejś mantry
powtarzanej jednocześnie przez wszystkich. Niemcy przechodzili obok i ignorowali
wszystko to co się działo, jakby tego nie zauważali. Znalazłem się w ciemnym
pokoju.
Siedziałem przy biurku i składałem wielki arkusz papieru. Z moich
starań powstała wspaniała papierowa sowa. Nagle zauważyłem, że w pokoju nie
byłem sam. Na łóżku leżał chłopak, brunet, o włosach takiej długości, że ledwo
zakrywały mu uszy. Miał na nich duże słuchawki. Zdjął je i powiedział
prowokująco „Na pewno nie poleci”. Śledząc jego spojrzenie mój wzrok utkwił na
sowie stworzonej w sztuce orgiami. Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem z
przekonaniem, że poleci. Otworzyłem okno i wyrzuciłem sowę.
Zaczęła opadać w
dół i nagle papier przemienił się w prawdziwe zwierzę. Opierzone skrzydła o
imponującej rozpiętości wystrzeliły w bok i momentalnie uchwyciły wiatr. Wielka
biała sowa zaczęła krążyć dostojnie po okolicy. Usłyszałem dzwonek do drzwi.
Poszedłem do przedpokoju. Znajdował się już tam mężczyzna ubrany w elegancki
garnitur z melonikiem na głowie. Próbując przyjąć jak najwygodniejszą pozycję
usadawiał się niezgrabnie na podłodze, opierając się o drzwi.
Przedstawił się jako przedstawiciel sieci
telefonii komórkowej i chciał odnowić umowę, która właśnie wygasła. Zadawał
pytania z kwestionariusza i próbował zapisywać moje odpowiedzi. Było to trudne,
ponieważ w pomieszczeniu było ciemno z powodu awarii zasilania. Zaproponowałem
mu, żeby poszedł do pokoju i usiadł w fotelu, a ja spróbuję włączyć prąd.
Podszedłem
do skrzynki z bezpiecznikami i zacząłem przełączać pięć wajch w losowej
kolejności. Wiedziałem, że to jakiś szyfr i muszę je ustawić w odpowiedniej
kombinacji. Będąc już blisko jej odkrycia, obudziłem się...