Przylecieliśmy wielkim statkiem kosmicznym. Był płaski w
przekroju i przypominał wielkiego żuka podzielonego na segmenty. Był trochę
podobny do Battlestara Galaktyki z serialu. Wylądowaliśmy na planecie.
Rozciągały się na niej zielone wzgórza i doliny.
Pomimo swej urody była podobno
bardzo niebezpieczna i musieliśmy zjechać wielką windą do podziemnego świata,
który znajdował się we wnętrzu
planety. Gdy ze zgrzytem rozsunęły się solidne
wrota od windy, uderzyło w nas ciepłe powietrze. Było niemal nieruchome i czuć
było dziwny zapach, jakby przypalonych rodzynek. Zdawało się być gęste i było
bardzo duszno jak przed potężną burzą. Panował półmrok, dostrzegałem jedynie
dziwne, jakby płaskie, pomarańczowe chmury. Przesuwały się powoli na stałej i
niewielkiej wysokości. Stąpaliśmy po zmizerniałej trawie. Wszędzie było pełno
śmieci.
Dominowały niebieskie kawałki grubej folii, kawałki styropianu i
kartony. Szliśmy przed siebie, bez konkretnego celu. Trzymałem Ją za rękę z
przeczuciem, że jak Ją puszczę, to już się nie odnajdziemy. Dotarliśmy do
jakiejś kolejki. Spotkałem tam znajomego z dziewczyną. Powiedział, że jeszcze
nie możemy stanąć w kolejce. Musimy najpierw oddać bagaż i wskazał wysoki
budynek. Udaliśmy się do niego.
Powiedziała, że musimy odnaleźć dział
hiszpański. Po długich poszukiwaniach i przejściu kilku pięter odnaleźliśmy
właściwe biurko, tylko nikt przy nim nie siedział. Zapytałem, czy ktoś nas
obsłuży. Po chwili podeszła jakaś Koreanka i usiadła na obrotowym krześle przy
biurku. Poprosiła o położenie walizki na blacie. Wiedziałem, że były tam tylko Jej rzeczy. Otworzyliśmy walizkę.
Były tam rolki. Zaraz jak je oddaliśmy, jakaś młoda dziewczyna, która stała za
nami, zaczęła krzyczeć, że chce je kupić. Po chwili odeszła. W walizce był
jeszcze jeden
przedmiot. Była to lalka wyglądająca jak bobas i wielkości
prawdziwego niemowlaka. Pomimo swej sztuczności wydawała się być żywa. Ruszała
się i wydawała dźwięki. Chyba była dla Niej bardzo ważna i nie chciała jej
oddać, ale musiała. Na biurku zauważyliśmy jeszcze inne zabawki, które leżały
tam jeszcze przed naszym przybyciem. Jedna to klaun-pajacyk, a druga to prosta
szmaciana lalka z namalowanymi oczami i
ustami. Chyba Jej się spodobała, bo się uśmiechnęła.
ustami. Chyba Jej się spodobała, bo się uśmiechnęła.
Odeszliśmy cały czas mając ze sobą splecione dłonie. Przez cały
pobyt nie puściliśmy się ani na chwilę. Nagle widok jakby się zmienił.
Przypominał teraz obraz z kamery w perspektywie izometrycznej. W centrum kadru
znajdował się klaun-pajacyk, a na krawędzi pola
widzenia dostrzegłem siebie wraz z Nią jak wychodzimy przez drzwi. Pajacyk-klaun jakby ożył i chwycił lalkę szmaciankę pod pachę. W chwili, gdy nikt go nie obserwował, zeskoczył z biurka i zaczął się dyskretnie przemykać przez pomieszczenie…
widzenia dostrzegłem siebie wraz z Nią jak wychodzimy przez drzwi. Pajacyk-klaun jakby ożył i chwycił lalkę szmaciankę pod pachę. W chwili, gdy nikt go nie obserwował, zeskoczył z biurka i zaczął się dyskretnie przemykać przez pomieszczenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz