niedziela, 20 maja 2012

Sowa, dziadek i wosk…


Odwiedziłem swoją babcię. Jej mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej niż pamiętałem. Pojawiło się wielkie i masywne łoże z drewna wiśniowego, z licznymi i misternie wykonanymi płaskorzeźbami. Pojawiła się także równie masywna i podobnie zdobiona szafa. Na biurku w przedpokoju stała figurka sowy o wysokości około 40 centymetrów. Wykonano ją bardzo starannie z jasnego drewna. Artysta, który ją wykonał, odwzorował nawet fakturę piór. 
Po chwili babcia przyniosła kolejną figurkę o podobnej wysokości. Przypominała trochę matrioszkę i była pomalowana w jaskrawe kolory. Twarz miała wklęsłą, a w oczodołach znajdowały się miejsca na świeczki. Skorzystałem też z gościnności babci i poszedłem się wykąpać. Wszedłem do wanny i odkręciłem kurek. Wanna wypełniła się wodą, aż po same brzegi i to w ułamku sekundy. Ledwo zdążyłem
 zakręcić kurek. Każdy, nawet najdrobniejszy ruch powodował przelanie się wody. Postanowiłem więc wyjąć korek i trochę jej wypuścić. Gdy tylko go uchyliłem w wannie pozostała już tylko połowa wody. Dokonałem też ciekawej obserwacji. Na ściankach wanny pojawiły się woskowe zacieki, których nie było wcześniej. Szybko skończyłem kąpiel i po wytarciu się opuściłem łazienkę. Natknąłem się na dziadka
(Nie żyje już od kilku dobrych lat). Był milczący, a wyraz jego twarzy był całkowicie neutralny. Przeszedł obok mnie i udał się do "dużego pokoju". Ja natomiast poszedłem do kuchni. Spojrzałem przez okno i dostrzegłem po lewej stronie jarmark. Kupcy rozstawili swoje stoiska i namioty na parkingu. Sprzedawali owoce, warzywa i jakieś gotowe potrawy.
Natomiast po prawej stronie parking został pokryty morzem czerwonych zniczy. 
Były ich dosłownie tysiące.

Byłem dziś na wycieczce z rodziną. Jak wracaliśmy babcia zaproponowała, żebyśmy pojechali na cmentarz. Choć tego zupełnie nie planowałem zapaliłem znicz na grobie dziadka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz