Przestronne wnętrze okrągłej budowli wypełniało czerwonej
barwy światło. Im byłem niżej tym było intensywniejsze. Byłem bezcielesnym
obserwatorem, który widział wszystko z oddali. Miałem wrażenie, że byłem duchem
smoka.
Wysoka, szczupła, ciemnowłosa kobieta przechodziła kolejne próby.
Zakapturzeni kapłani zadawali jej ból na różne wymyślne sposoby, lecz ona była
nieugięta. Bez problemu odpowiadała na skomplikowane pytania czym wprawiała
kapłanów w osłupienie. Nikt nie zaszedł tak daleko.
Na dnie budowli
znajdował się podest, a na nim umieszczona była kamienna tablica. Ostatnia
próba polegała na wyryciu na niej brakujących symboli. Kobieta ubrana w białą
suknię, która mocno kontrastowała z otoczeniem,
dostała dziwny sztylet. Na jego
rękojeści umieszczonych było kilka małych ostrzy, a trzymający go człowiek
musiał się zranić by go użyć. Niewiasta nie zważając na swoje cierpienie wyryła
symbole, które pokryła jej krew. Momentalnie znalazła się na soczysto zielonej
polanie.
Niebo było intensywnie błękitne, a światło słoneczne wydawało się
padać ze wszystkich stron, nie mając jednego źródła. Po chwili do kobiety
podbiegły dzieci. Uśmiechnęła się i mocno je przytuliła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz